środa, 28 października 2015

Nieuniknione Przeznaczenie: Rozdział XXVIII

Info: Witajcie kochani! Już myślałam, że nigdy nie dodam tego rozdziału. We wrześniu miałam sporo nauki na poprawkę egzaminu, dlatego wszystko się opóźniło. Ale na szczęście nauka nie poszła w las, poprawka zdana za pierwszym razem, niektórzy moi znajomi nie mieli tyle szczęścia, albo też tyle się nie uczyli i dlatego męczą się z tym jeszcze teraz. W październiku wiadomo zaczął się nowy rok akademicki i trzeba było się jakoś ogarnąć z nowym planem zajęć i porannym wstawaniem i wracaniem wieczorami z uczelni. Teraz się wszystko stabilizuje i przyzwyczajam się do tego, dlatego też ukończyłam rozdział. Nie było to proste, szczególnie dlatego, że w głowie mam dwa nowe pomysły na dwa nowe opowiadania. Pisanie Nieuniknionego Przeznaczenia idzie mi opornie, dlatego też zacznę pisać nowe historie, bo inaczej nie będę mogła pisać na luzie tego opowiadania. Myślę też, że fabuła Nieuniknionego Przeznaczenia nie będzie tak długa jak planowałam. Chyba zakończę je wcześniej...jeszcze zobaczę jak to będzie. Zależy jak będzie mi szło z tamtymi nowymi opowiadaniami. Link do jednego z nich pojawi się wkrótce na moim blogu. Pojawią się bohaterowie, a niedługo potem prolog.
+ Wasze blogi będę nadrabiać, po przeprowadzce, która mnie czeka na początku listopada. OBIECUJĘ nadrobię każdy wasz nowy wpis, każdy rozdział, tylko proszę o cierpliwość :)

Teraz zapraszam na nowy rozdział, miłego czytania. Mam nadzieję, że jeszcze pamiętacie fabułę i was nie zniechęciłam ta długą przerwą :) A i bym zapomniała: Happy Halloween!

PS: Zapraszam na Prolog nowego opowiadania! Link do bloga znajdziecie po prawej stronie w rubryce "Mój nowy blog" :) 

Rozdział XXVIII : Przebudzenie cz.I
Jego wyraz twarzy mówił wszystko. Był wściekły. Poluźnił muszkę, która była jak za ciasna obroża na jego szyi, a następnie zerwał ją i cisnął nią w ziemię. Spojrzał na Braiana spod ciemnych brwi. Po raz pierwszy poniósł porażkę w starciu z wampirem. Żałował, że nie powiadomił o wszystkim swojego partnera. Jackson zapewne nie dałby się tak wykiwać, ale też by nie zwracał zbytniej uwagi na Lilly, która mogłaby ucierpieć podczas walki. Teraz przecież też grozi jej niebezpieczeństwo.  
– Co powiemy dziewczynom? – zapytał Braian niechętnie.
– Chyba prawdę. Porażka na całej linii.
Gdy tylko dotarli pod szkołę, na schodach zauważyli Grace i Dave’a.
– I co? – zapytała gdy tylko znaleźli się obok.
Braian spojrzał jej głęboko w oczy, Michael spuścił wzrok i włożył ręce do kieszeni. Grace więcej nie potrzebowała. Czuła już wcześniej, że coś jest nie w porządku. Była wściekła na brata, że nie pozwolił jej tam pójść. Wokół panowała błoga cisza. Nikt nie plątał się po placu. Grace uniosła głowę i rzuciła się z pięściami na brata. Jej oczy zalśniły niebieskim odcieniem. Michael odskoczył na bok zaskoczony zachowaniem dziewczyny. Dave wyciągnął w jej kierunku dłonie jakby chcąc ją odciągnąć od Braiana, jednak zrezygnował widząc jego wzrok. Braian najpierw nie reagował, jakby chcąc dać jej się wyżyć, jednak już po chwili złapał ją za nadgarstki i wstrząsnął głośno.
– Już! Przestań! – krzyknął na nią.
– Jak mogłeś dać ją skrzywdzić? – zapytała z żalem.
– Co dokładnie się stało? – zapytał Dave, patrząc w stronę Michaela.
– Porwał ją. Był z wampirzycą. Zaskoczyli nas.
– A co z tą wampirzycą?
– Strzeliłem do niej. Nie żyje.
– Chociaż tyle dobrego. Tylko jak powiemy o tym Madison? – zapytała Grace patrząc na nich po kolei.

Conor zaciągnął ciało wampirzycy pod parkan. W cieniu drzew nie było widoczne. Lampy na parkingu dawały słabe światło, więc nie było ryzyka, że ktokolwiek je zobaczy. Nikt się tam nie kręcił. Każdy bawił się na balu i nie miał zamiaru zaglądać tam przez najbliższe godziny. Jedynie strażnik mógł się gdzieś tam zaplątać, jednak jego też nie było widać.  Nie chcąc się narażać Conor jak najszybciej pobiegł do samochodu, który był zaparkowany trochę dalej. Podjechał nim jak najbliżej się dało i władował ją do bagażnika, sprawdzając przedtem czy nikt go nie widzi. Popatrzył na jej blade ciało, a jego kąciki ust uniosły się w zimnym uśmiechu.
– To jeszcze nie koniec ty wywłoko. Szybka śmierć to by było dla ciebie za mało – szepnął i zatrzasnął bagażnik. Po czym usiadł za kierownicą i ruszył z piskiem opon.

 Braian, Grace i Dave wrócili na salę. Michael nie miał ochoty tam się ponownie pojawiać. Jakby to wyglądało gdyby wszyscy wrócili oprócz Lilly. Plan był tylko jeden. Reszcie znajomym wcisnąć bajkę o tym, że Lilly pojechała z Michaelem do jego domu, a Madison trzeba było wyznać całą prawdę i jak najszybciej zwinąć się z imprezy, aby zacząć poszukiwania.
Madison tańczyła w kółku wraz z Chelsea, Lisą, Kyle’em i Shane’em. Oglądała się co chwila w stronę drzwi ze zmartwioną miną. Gdy tylko zauważyła trójkę wchodzącą na salę nie miała dobrego przeczucia. Szepnęła na ucho Lisie, że zaraz wraca i szybkim krokiem opuściła parkiet.
– Co się stało? Gdzie jest Lilly? – zapytała patrząc Braianowi w oczy.
– Nic nie poszło po naszej myśli. Lilly poszła za nim na parking i…
– Gadaj! – Szarpnęła go za rękaw.
– Był z wampirzycą. To zbiło nas z tropu. Michael do niej strzelił, ale Drake zdążył uciec razem z Lilly.
Madison otworzyła usta z przerażenia. Nogi się lekko pod nią ugięły. Oczy zapiekły. Braian chciał ją podtrzymać lecz ta wyrwała mu rękę, którą zdążył wcześniej chwycić. Spojrzała na niego z wyrzutem. Nie mogła sobie wybaczyć tego, że Lilly stała się przynęta na wampira, a na dodatek została przez niego porwana. Nie miała już żadnych złudzeń co do tego czy Drake skrzywdzi jej przyjaciółkę. To było bardziej niż pewne. Teraz tylko zastanawiała się nad tym jaką krzywdę jej wyrządzi. Pogrążona w myślach nie usłyszała ostrzeżenia Grace, która próbowała jej przekazać, że Shane i reszta się zbliżają.
– No co tam? – zapytał chłopak z uśmiechem na twarzy.
Madison ocknęła się, ale nie umiała wymusić na sobie uśmiechu. Grace też stała z posępną miną i patrzyła na radosnego Shane’a. Tak bardzo chciała z nim dzielić to szczęście, jednak porwanie Lilly zabrało jej możliwość uśmiechania się.
– Ej co jest? – zapytała Chelsea widząc zachowanie dziewczyn.
Te jednak nie umiały udzielić odpowiedzi. Braian nie chcąc wzbudzać podejrzeń musiał reagować.
– Wydarzyło się coś złego – zaczął z przejęta miną, na co zareagowała Madison jak i Grace darząc go zszokowanym spojrzeniem, jednak on nie miał zamiaru przerywać swojej wypowiedzi – Sharon, nasza siostra, jest w szpitalu, potrącił ją samochód – Na jego słowa Grace otworzyła usta. Nie spodziewała się, że brat posunie się aż do takiego kłamstwa. Bo jak można mówić takie rzeczy o własnej rodzinie. Wiedziała dobrze, że Braian zrobi wszystko aby prawda nie wyszła na jaw, jednak nie przypuszczała, że wymyśli coś takiego.
Wszyscy stali zszokowani. Madison nie zareagowała na jego kłamstwo. Już wszystko było jej obojętne. Dave chcąc uwiarygodnić jego słowa szybko dodał:
– Tak to prawda. Leży w szpitalu w którym pracuje moja mama. Jedziemy tam zaraz. Wtedy dzięki mnie dowiedzą się czegoś więcej.
Gdy tylko skończył Grace odwróciła się od wszystkich i złapała za czoło. Nie mogła uwierzyć w to jak chłopcy gładko poradzili sobie z wymyśleniem takiej historii.
– To straszne… – szepnęła Lisa.
– Musimy jechać – powiedział Braian i spojrzał na Madison.
– Lisa przykro mi ale musze z nimi pojechać, jeśli mnie tam nie będzie nie dowiedzą się konkretów.
– Grace… – Shane położył jej rękę na ramieniu, a ta wtuliła się zaraz w niego – Będzie dobrze, zobaczysz.
– Chciałabym aby ten dzień miał inne zakończenie – Popatrzyła mu w oczy i opuściła salę jako pierwsza. Za nią wyszedł Braian, zaraz po nim Madison z Dave’em.
Lisa i Shane stali w osłupieniu. Kyle przytulił Chelsea, a ona położyła mu głowę na ramieniu. Shane stracił ochotę na zabawę. Myślał jedynie o tym jak czuje się Grace. Zastanawiał się dobrych kilka minut, dlaczego nie wzięła go ze sobą do szpitala. Przecież byłby dla niej wsparciem. W aucie mieli przecież jeszcze jedno wolne miejsce, szkoda że dopiero teraz to sobie uświadomił. Dlaczego więc nie zaproponowała mu aby z nią jechał? Nie mógł dłużej zostać na balu. Musiał jechać za swoją ukochaną mimo wszystko.
– Słuchajcie jadę do szpitala, bawcie się dobrze – Pożegnał przyjaciół i szybkim krokiem ruszył w stronę wyjścia zanim ktokolwiek coś zdążył powiedzieć. Wyjął komórkę i wezwał taksówkę.

Madison i reszta byli w połowie drogi do domu. Każdy milczał. A atmosfera była tak napięta, że powietrze było aż ciężkie. W pewnym momencie Grace wyjęła z torebki telefon. Braian spojrzał w jej stronę oglądając się przez ramię.
– Dzwonie do Sharon. Przecież musi wiedzieć, że jest w szpitalu – syknęła z sarkazmem w stronę brata.
– Co powiemy mamie Lilly? – zapytała nagle Madison spoglądając na swojego chłopaka.
– Może lepiej nic. Albo, że jest z Michaelem jeszcze na balu…No a jak nie wróci rano to powie się, że została u niego no i wyjechali wspólnie na weekend. Dobrze byłoby mieć telefon Lilly.
– Właśnie! Jej torebka? Gdzie ona jest? Miała ją przy sobie?
– Miała…ale nie dam głowy co się potem z nią stało.
Madison wyjęła pośpiesznie komórkę i wybrała numer. Jednak tak jak się spodziewała nie otrzymała żadnej odpowiedzi.
Grace właśnie połączyła się z siostrą i przekazywała jej wszystkie informacje. Z odgłosów jakie wydobywały się z telefonu można było zrozumieć, że Sharon nie jest zadowolona z całej tej sytuacji jak i wymysłu Braiana na temat jej rzekomego wypadku.
Gdy dojechali pod dom była północ. Wszyscy opuścili auto bez słowa i w największej ciszy skierowali się do domu Wels’ów. Tam przy lekko uchylonych drzwiach czekała na nich Sharon. I choć miała ochotę zbesztać Braiana powstrzymała się tylko ze względu na późną porę i nie chcenia przebudzenia wszystkich sąsiadów. Obdarowała go jedynie wściekłym wzrokiem, który w Madison wzbudził przerażenie, nigdy bowiem nie widziała jeszcze tak rozgniewanej miny na jej twarzy.
Cała piątka usiadła w salonie. Sharon zapaliła lampkę, która stała na stoliku obok kanapy. Braian zdjął marynarkę i rzucił ją na fotel. Następnie zdjął krawat i poluźnił koszulę pod szyją.
– Jaki jest plan? – zapytała Sharon.
– Czy brak planu jest też jakimś planem? Bo zdaje się, że żadnego konkretnego to nie mamy – stwierdziła ironicznie Grace ściągając buty.
– Nie mamy pojęcia gdzie jest Lilly. Na sto procent nie zabrał jej do swojego domu, nie jest taki głupi. Tropienie też nie ma sensu. Nawet ja alfa nie poradzę sobie z odnalezieniem człowieka w nie wiadomo jak wielkim zasięgu.
– Chyba ja mogę pomóc – wtrącił nieśmiało Dave.
– Jak? – zapytała Madison podnosząc się na równe nogi.
– Istnieje zaklęcie lokalizujące. Nigdy go nie robiłem. I choć może się wydawać, że jest łatwiejsze niż wymazanie komuś jakiegoś skrawka pamięci to wcale tak nie jest.
– Dlaczego? – Zmarszczył brwi Braian i usiadł na fotelu, opierając łokcie o kolana.
– Nie wiem z jak wielkim obszarem poszukiwań mamy do czynienia. Nie wiemy czy uciekł z nią do innego stanu. Do innego kraju raczej by nie dał rady, ale inny stan musimy brać pod uwagę. Musze więc użyć jak największego zasięgu, a dodatkowo skupić się na osobie, którą mało znam.
– A to ma coś do rzeczy? – zapytała zdziwiona Madison.
– Ma i to dużo. Im mniejsza więź emocjonalna wiąże mnie z daną osobą tym są mniejsze szanse na znalezienie jej. Ale mogę spróbować, nic nie tracimy, możemy jedynie zyskać.
– Dobra czego potrzebujesz?
– Jakiejś osobistej rzeczy Lilly, czegoś z czym była związana lub używała tego codziennie, jeśli to nie pomoże jest jeszcze jedno wyjście ale…
W tym momencie wszystkie pary oczu spoczywały na nim.
– Można też spróbować z osobą, która jest z nią związana, jednak musiałbym jakby się połączyć z tym kimś i…
– Jest to niebezpieczne – zakończył za niego Braian. – Absolutnie się nie zgadzam, bo masz na myśli Madison.
Madison spojrzała najpierw na Braiana potem na Dave’a. Wiedziała, że musi pomóc przyjaciółce. Przecież to też jej wina, że Lilly stała się ofiarą. Mimo wynikającego z zaklęcia niebezpieczeństwa, wiedziała doskonale, że chce spróbować. Wiedziała jednak, że Braian zrobi wszystko aby do tego nie dopuścić, dlatego musiała to rozegrać tak aby on o niczym się nie dowiedział.
– Najpierw spróbujmy sposobu, który nie spowoduje uszczerbku na zdrowiu żadnego z nas. Dosyć już ofiar na dziś – powiedziała patrząc na wszystkich po kolei.

Jechał nie zważając na prędkość jaką przekraczał. Kto w takiej sytuacji zwracałby uwagę na przepisy drogowe. Dziewczyna, która zaczynała być dla niego ważna została porwana przez jego największego wroga-wampira. Łowca, który do tej pory nie poniósł porażki w walce z wampirami dziś został ograny. Honor nie pozwalał mu na pogodzenie się z tym. Wiedział, że musi go odnaleźć, nie ważne jakim sposobem i z kim.
Podjechał pod motel, który znajdował się na obrzeżach miasta. Neon wyświetlający nazwę „Green Motel” migotał bladym światłem, a baner na którym był umieszczony był zardzewiały. Wysiadł i zatrzasnął za sobą drzwi samochodu. Nie skierował jednak swoich kroków do biura motelu i znajdującej się w nim rejestracji. Pokierował się od razu do pokoi, które były umieszczone na parterze jak i na piętrze. Podszedł do drzwi o numerze 36. Odetchnął i zapukał głośno. Po chwili zobaczył w oknie obok zapalające się światło, najwyraźniej głośne pukanie dało natychmiastowy efekt. Po kilku sekundach usłyszał przekręcanie klucza w drzwiach. Stał w nich z lekko zmrużonymi oczami Jackson, który najwidoczniej nie spodziewał się przyjaciela.
– Co ty tu do cholery robisz o tej porze? I gdzie się podziewałeś?
– Mam problem – wycedził Michael i wcisnął się do środka pokoju.
Jackson zamknął drzwi i przetarł oczy, Michael zdążył już zdjąć marynarkę i rzucić ją na łóżko. Rozglądnął się po pokoju jakby szukał czegoś konkretnego.
– Masz jakiś alkohol? Whisky, wódka cokolwiek.
– Browar w lodówce – Wskazał na małą białą chłodziarkę, stojąca w rogu pokoju.
– Może być – burknął i sięgnął po piwo.
Jackson, nadal wpół-przytomny, usiadł na łóżku i popatrzył na przyjaciela, który nie mógł znaleźć sobie miejsca.
– Powiesz mi co się stało? Tak bez owijania w bawełnę?
Michael przechylił butelkę i wypił od razu pół browaru.
– Bez owijania…tak jak lubisz. A więc chyba się zakochałem… – Usiadł na krześle stojącym obok małego biurka i postawił na nie piwo.
– Dlatego przyjeżdżasz tu w środku nocy?
– Dziewczyna ta została porwana przez wampira, bo oboje z Conorem daliśmy ciała w łapance…- Zaśmiał się nerwowo – A i był z nami wilkołak, który jest znajomym Conora.
Jackson wstał energicznie z łóżka, po zaspaniu nie było już ani śladu. Najwidoczniej adrenalina która w nim buchnęła zniwelowała zmęczenie.
– Coś ty powiedział? – Złapał się za czoło, pocierając je.
Nie mógł uwierzyć w słowa dotychczasowego towarzysza. Wolałby żeby był to koszmar i chciał się z niego przebudzić, jednak to była rzeczywistość, której nie mógł zmienić. Jego najlepszy kumpel, którego znał od wielu lat, ufał mu w każdej akcji, zawiódł go i okłamał. Na dodatek zrobił to wspólnie z innym łowcą, który był także jego dobrym znajomym. To nie mieściło się w jego głowie.
Przeszedł się wzdłuż pokoju nie patrząc na przyjaciela. Nie miał ochoty z nim rozmawiać. Chciał wywalić go za drzwi, jednak coś nie pozwalało mu tego zrobić. Starał się jak mógł aby opanować nerwy. Jednak emocje wzięły górę. Założył dżinsy, buty, a następnie t-shirt i koszulę w kratę. Ze stolika stojącego obok drzwi wziął klucze od samochodu i paczkę papierosów. Wyszedł trzaskając drzwiami. Po chwili Michael usłyszał silnik samochodu przyjaciela. Podszedł do okna i popatrzył w stronę odjeżdżającego auta. Wiedział, że nie może teraz zatrzymywać Jacksona. Znał swojego kolegę bardzo dobrze i doskonale wiedział, że ten potrzebuje czasu na przemyślenie tego wszystkiego.
Dopijając drugą połowę piwa, usiadł na łóżku i wyjął komórkę z kieszeni spodni. Miał jedną wiadomość od Madison – „Dave nam pomoże odnaleźć Lilly. Jeśli coś się nam uda dam znać. Czy ty coś masz?” – Kończąc czytanie smsa zaśmiał się gorzko pod nosem.
– Dobrze, że nie wspomniałem Jacksonowi o tym, że był tam też czarodziej i niedoszła być może czarownica – powiedział sam do siebie.

Conor podjechał pod swoją posiadłość. Na podjeździe czekał na niego jego sługa Albert i jeszcze jeden służebny, który był młody, mniej więcej w jego wieku. Blondyn z grzywką zaczesaną do tyłu, w czarnej koszuli i spodniach.
Gdy tylko opuścił auto, dał znak im ręką. Podeszli szybkim krokiem do niego i z bagażnika wyciągnęli ciało Jeniffer. Było lodowate, blade, prawie fioletowe. Pokierowali się z nim do drzwi z boku domu. Były one małe z ciemnej, grubej stali. Conor otworzył je, a służący wnieśli ciało. Gdy tylko weszli zapalił światło. Szli długim korytarzem, który oświetlały trupio jasne kinkiety. Tunel był ciemny i zimny. Po kilku metrach doszli do drzwi, które także były zamknięte. Conor otworzył je kolejnym kluczem i wszedł pierwszy, zapalając ponownie światło w pomieszczeniu. Młodszy sługa był najwidoczniej zszokowany tym co zastał w środku. Z wrażenia z rąk wysunęło mu się ciało Jeniffer. Trzymał jej nogi, które zsunęły się na podłogę, a to spotkało się z ostrym wzrokiem Conora. Jednak chłopak był w takim szoku, że dopiero po chwili podniósł je i wspólnie z Albertem zaniósł ciało we wskazane miejsce. Był to metalowy stół, który stał w lewej części. Położyli ja na nim, a następnie przypięli kajdanami z grubymi łańcuchami. Pomieszczenie było salą tortur, a zarazem pokojem na arsenał broni. W prawej części znajdowały się gabloty z bronią, a także stół do przygotowywania broni. Było tam też małe stanowisko laboratoryjne. W lewej części oprócz stołu do tortur, stało krzesło przeznaczone do tego samego.
Gdy Jeniffer była już przypięta, Conor wyprosił swoich podwładnych, a sam zdjął kurtkę. Podwinął rękawy czarnej koszuli i uśmiechnął się do siebie patrząc na ciało wampirzycy. Podszedł do niej i wyciągnął z niej strzałę, następnie podszedł do stanowiska laboratoryjnego i wziął z niego małą fiolkę, w której znajdowała się lekko czerwona substancja. Część wlał w ranę po strzale, a drugą część do jej ust. Odstawił fiolkę na mały stoliczek stojący obok stołu. Założył ręce na brzuchu i wpatrywał się nieruchomo w jej ciało.

~~~*~~~

Czuła chłód. Każdy nieregularny powiew wiatru odczuwała na swojej skórze jak przeszywający ból. Leżała skulona w kącie jakiegoś pokoju. Wokół panowała ciemność, szyby były powybijane. Na podłodze leżało pełno szkła i suchych liści. Pod jedną ze ścian stała stara wersalka, a obok niej mały drewniany stolik z lampą naftową. To jedyne źródło światła oświetlało choć trochę to mroczne pomieszczenie. Rozejrzała się, odrywając głowę od posadzki. Podniosła się ociężale i usiadła opierając się o ścianę i przyciągając nogi do siebie. Oplotła ręce wokół kolan i przysunęła do nich podbródek. Zęby dygotały jej z zimna. Stopy miała gołe, brudne od czarnego piachu i pokaleczone. Chciała zebrać myśli jednak strach który ją ogarniał nie pozwalał na to. Jeszcze kilka godzin temu była na balu. Bawiła się ze swoimi znajomymi. Śmiała się, tańczyła…Teraz siedziała w jakiejś małej, opuszczonej chatce w środku lasu. Nie umiała znaleźć na to logicznego wytłumaczenia. Wszystko działo się tak szybko, niczego z tego nie rozumiała – Dlaczego Michael strzelał ? Dlaczego Drake powiedział jej tyle przykrych rzeczy? I jak zdołał się tak szybko przemieszczać? Kim był? Czym? – Te pytania zaprzątały jej głowę.
Z zamyślenia wyrwał ją skrzypiący odgłos otwieranych drzwi. Wszedł przez nie Drake. Był w białej koszuli. Na prawym ramieniu była widoczna czerwona plama krwi. Na jego twarzy malował się diaboliczny uśmiech. Oczy miał zmrużone i zimne jak lód. Podszedł bliżej i kucnął przed nią.
– Co tam kochanie? Jak samopoczucie? Przecież dziś jest twój bal! – Wstał podnosząc ręce ku górze i okręcając się na jednej pięcie – Jesteś dziś królową balu! – Zaśmiał się głośno – Ale gdzie twoja korona? – Zrobił błazeńską minę i usiadł na kanapie.
– Kim jesteś? Czym jesteś? Dlaczego mnie tu trzymasz?! – chciała aby jej pytania miały groźny ton, jednak nie wyszło to jej najlepiej, brzmiały raczej jak rozpaczliwe wołanie o pomoc.
– Trzymam cię tu z przyjemności – Prychnął z niesmakiem – A tak serio…To chcę żebyś trochę pocierpiała. Musisz zapłacić za śmierć mojej Jeniffer. Muszą też zapłacić za to twoi przyjaciele.
– Ja jej nie zabiłam! Nic ci nie zrobiłam!
– Oj tam…W wojnie zawsze są jakieś ofiary i akurat ty nią będziesz.
– Co mi zrobisz? Kim ty jesteś? Odpowiedz!
Gdy usłyszał jej pytanie wstał i przeszedł się wzdłuż pokoju. Zatrzymał się naprzeciw okna. Popatrzył przed siebie, a wspomnienia zalały jego myśli.

   Choć bał się jej coś w środku przyciągało go do niej. Była dla niego jak narkotyk, jak własny rodzaj heroiny. Niebezpiecznie piękna i uwodzicielska. Była dla niego ideałem. Odważna, mądra, przebiegła. Brała to co chciała. Zawsze dostawała to na czym jej zależało. Była całkowitym przeciwieństwem jego samego. Wiedział, że zrobi wszystko aby być przy niej i aby stać się choć w jednym procencie takim jak ona. Uratowała go. Zabiła napastników, którzy chcieli go skrzywdzić. Zawdzięczał jej własne życie i odtąd jego życie należało do niej. On cały należał do niej. Na każde spotkanie czekał z utęsknieniem, tak też było dnia dzisiejszego. Wstał wcześnie rano. Ubrał się w najlepsze ciuchy jakie miał w szafie. Na dworze świtało. Rodzice jeszcze spali. Nie zamierzał iść dzisiaj na uczelnię, ostatnio zresztą rzadko tam bywał. Zaniedbywał wszystko co do tej pory było dla niego ważne. Wszystko przestało się liczyć. Rodzina, przyjaciele, nauka – nic nie było tak ważne jak ona.
Wyszedł po cichu aby nie przebudzić rodziców. Nie miał ochoty odpowiadać na pytania ojca i tym samym psuć sobie humoru. Gdy już był na zewnątrz odetchnął rześkim, zimnym powietrzem. Ruszył dziarskim krokiem przed siebie. Jego myśli były już przy niej. Nie zwrócił uwagi na przejeżdżający samochód gdy przechodził przez jezdnię. Kierowca zatrzymał się raptownie z piskiem opon. Brakowało tak niewiele, a wpadłby wprost pod koła, rozpędzonego auta. Z ust kierowcy poleciały jakieś przekleństwa, jednak puścił to mimo uszu i jak gdyby nigdy nic ruszył dalej. Po kilkunastu minutach marszu dotarł do parku. Wszedł w pierwszą alejkę i zaczął się rozglądać. Szedł dalej, jednak jej tam nie było. Nagle usłyszał znajomy glos za plecami, nie był to jednak głos jego ukochanej.
– Drake! – Był to Braian, który właśnie do niego podbiegał. Jak mógł o tym zapomnieć. Przecież jego przyjaciel jak co rano, od roku trenuje w parku. Odkąd stracił rodziców i stał się alfą trenował jeszcze częściej.  
– Cześć…Biegasz…
– No raczej, muszę być coraz lepszy, silniejszy…sam rozumiesz – Zatrzymał się tuż przed nim i wyciągnął drugą słuchawkę z ucha, a następnie wyłączył walkmana. – Co ty tutaj robisz tak wcześnie? Nie mów, że przyszedłeś pobiegać, bo ci nie uwierzę – Zaśmiał się i tracił przyjaciela lekko w ramię.
Drake uśmiechnął się nerwowo i rozglądnął na boki, na co Braian zmarszczył brwi.
– Miałem się spotkać z kumplem z roku i mieliśmy przećwiczyć nasze dzisiejsze wystąpienie na uczelni.
– A…em…w parku?
– Tak, biblioteka jest jeszcze zamknięta. No a w domu by nam rodzice przeszkadzali. Tu nikogo nie ma o tej porze…z wyjątkiem ciebie – Musiał okłamać swojego najlepszego kumpla, był zdziwiony, że poszło mu to tak łatwo.
– No tak…racja. To gdzie on? – Rozglądnął się.
– Spóźnia się. Może zaspał…
– Może, to nie jest wykluczone. Dobra będę leciał. Wpadnij do mnie, bo dawno cię u mnie nie było. A czasami brakuje mi z kimś po prostu pogadać…Cześć!
– Cześć, cześć  – Machnął do niego ręką na pożegnanie.
Gdy tylko Braian oddalił się Drake rozglądnął się nerwowo po parku. Nigdzie nie było widać jego ukochanej. Na jedno się cieszył. Przecież nie chciał aby Braian zobaczył ich razem, bo od razu wyczułby, że to wampirzyca. Jednak denerwował się jej nieobecnością. Chciał ja jak najszybciej zobaczyć.
Poczuł wibracje w kieszeni spodni. Wyjął pospiesznie telefon i odebrał połączenie.
– Gdzie jesteś? Czekam na ciebie – powiedział do słuchawki i zamilkł – Dobrze będę za jakieś piętnaście minut.
Ruszył biegiem z miejsca. Po kilku chwilach zdał sobie sprawę ,że nie może przebiec całego dystansu, bo tylko złapie zadyszkę i będzie wyglądał głupio na spotkaniu z nią. Dlatego zaczął iść unormowanym krokiem, acz nadal szybkim. Kierował się w stronę opuszczonej dzielnicy. Nigdy się tam nie zapuszczał, z wyjątkiem wieczoru kiedy poznał Jeniffer. Choć wiązał z tym miejscem przykre wspomnienie, to jednak nie wzbudzało w nim przerażenia. Wiedział, że zobaczy tam ją.
Po kilkunastu minutach był na miejscu. Wszedł w wąska alejkę. Popatrzył na brudne kontenery i walające się wokół pudła. Nigdzie jednak nie było jej widać. Nagle usłyszał ciche gwizdanie. Spojrzał w górę. Na metalowych schodach pożarowych siedziała Jeniffer. Miała lekko przechylona głowę, uśmiechała się do niego. Była jak promyk słońca, albo raczej ognia w tej ponurej okolicy.
– Hej! – powiedział uśmiechając się do niej.
– Chodź do mnie ­– Skinęła na niego palcem zachęcająco.
Bez chwili namysłu wszedł na schody i podążył za nią. Weszli do pomieszczenia, znajdującego się na drugim piętrze, przez okno, które było otwarte. Gdy tylko znalazł się w mieszkaniu rozejrzał się po nim. Była to mała kawalerka, w dość dobrym stanie jak na te rejony. Pokój był z aneksem kuchennym. Drzwi wejściowe były naprzeciw okna, a na lewej ścianie znajdowały się białe drzwi, które zapewne prowadziły do łazienki.
Jeniffer rozsiadła się na granatowej kanapie. Popatrzyła na niego jakby chciała o coś zapytać.
– Na pewno chcesz tego?
Drake obrócił się do niej twarzą, podszedł kilka kroków.
– Tak. Mam dość dotychczasowego życia. Mam dość tego kim jestem, jaki jestem.  Nie chcę przeżyć reszty życia w strachu, że ktoś celuje do mnie z rewolweru, że jednym ruchem palca może zakończyć mój marny żywot. Ile jestem wart? Ja nawet nie mam własnego zdania. Nie umiem się nikomu postawić. Robię to czego się ode mnie wymaga.
– Mnie też można zabić…Tyle, ze ja robię to częściej komuś.
– Ty masz szanse w walce…Ja nie. Dlatego chce ją mieć – Usiadł obok niej i wziął za rękę – Daj mi tą szansę.
Jeniffer zastanawiała się chwilę w milczeniu. Wiedziała, że to o co ją prosi jest ryzykowne. Miała świadomość tego, że może go zabić. Jednak chciała mieć go u swojego boku za wszelką cenę. Zbyt wiele lat już była sama. Ale to nie było wszystko…Przypominał on jej pierwszą miłość, którą straciła wraz z przemianą. I choć teraz nie czuła w sobie miłości tak jak kiedyś, coś ciągnęło ją do niego. Może pożądanie? Może wspomnienia o dawnym ukochanym? Sama tego nie wiedziała. Wiedziała jednak jedno…musiała zrobić wszystko aby przemiana się udała.  
– Dobrze…zrobię to o co mnie prosisz. Jednak musisz liczyć się z tym, że możesz umrzeć. Nie każdy człowiek przyswaja krew wampira i jest wystarczająco silny by przetrwać.
– Wolę już umrzeć niż być dalej marionetką w rękach ojca i być dalej tym żałosnym cieniem człowieka – rzekł z iskierką nienawiści w oczach.
Jeniffer wstała i podeszła do szuflady. Wyjęła z niej zapakowaną strzykawkę i igłę lekarską. Drake zdziwił się na ten widok. Te przedmioty kojarzyły mu się ze szpitalem i pobieraniem krwi niż z przemianą w wampira. Jego pytający wzrok był na tyle zauważalny, ze Jeniffer roześmiała się pod nosem.
– Żeby cię przemienić w wampira, muszę najpierw wyssać z ciebie jak największą ilość krwi. Tak aby doprowadzić cię na granicę życia i śmierci. Twój puls musi być ledwie wyczuwalny, a na koniec musi na kilka sekund ustać. Wtedy muszę podać ci swoją krew. Będziesz nieprzytomny więc muszę ci ją wstrzyknąć, bo tak będzie najbezpieczniej. Będę miała pewność, że dostanie się do twojego krwioobiegu. Wtedy już wszystko będzie zależało od twojego organizmu. Krew wampira jest inna, dlatego musi rozejść się po całym krwioobiegu, a twój organizm musi przyjąć moją krew. Jeśli okażesz się zbyt słaby…przebudzisz się, ale umrzesz po kilku godzinach.
Drake przełknął głośno ślinę. Ta cała opowieść zmroziła mu krew w żyłach. Do tej pory nie wiedział dokładnie na czym polega przemiana. Teraz gdy usłyszał szczegóły zaczął się bać, jednak nie chciał się wycofywać.
– Ok…A skąd będziemy wiedzieć, że przemiana się przyjęła?
– Jeśli się nie przyjmie twoje serce będzie nadal biło, ale nieregularnie. Zaczniesz też odrzucać moją krew…czyli zacznie ci lecieć krew z nosa, no i zaczniesz wymiotować krwią.
Na te słowa przeraził się kompletnie. Miał ochotę przez chwilę się wycofać, jednak zacisnął pięści i odetchnął głęboko kilka razy.
– Zaczynajmy – powiedział twardo, a ona lekko się uśmiechnęła.

Drake otrząsnął się z zamyślenia. Odwrócił się energicznie w stronę Lilly i popatrzył na zapłakaną dziewczynę. Jej makijaż rozmazał się kompletnie. Po jej policzkach leciały czarne stróżki łez zmieszanych z tuszem. Włosy miała w kompletnym nieładzie. Piękna suknia balowa przypominała teraz raczej strój Kopciuszka.
– Chcesz wiedzieć kim jestem?
Chciała powiedzieć „tak”, jednak strach zdławił jej głos. Kiwnęła jedynie niepewnie głową, nie wiedząc do końca czy chce poznać prawdę.
– Może wyda ci się to nieprawdopodobne, ale jestem... wampirem.
Jego słowa były jak uderzenie pioruna. Choć pamiętała, że wydarzyło się coś niewytłumaczalnego, bo przemieszczali się z niewyobrażalną szybkością, chciała to jakoś logicznie wytłumaczyć. Przecież straciła przytomność, pragnęła aby było to tylko jej przewidzenie. Jednak teraz gdy wypowiedział te słowa, wszystko stało się jasne. Szybkość, siła i ludzie, którzy chcieli go zabić. Wszystko powoli zaczęło nabierać sensu. W głowie miała tysiące skrawków wspomnień, które były jak puzzle do ułożenia. Teraz układanka wymagała chwili skupienia aby stać się całością. Bała się, że nie zdąży wszystkiego sobie poukładać, nie wiedziała ile zostało jej czasu i co chce zrobić z nią Drake.

14 komentarzy:

  1. Witam;)
    Jak miło zobaczyć powiadomienie o nowym rozdziale na twoim blogu:)
    Brak czasu- znam ten przypadek aż nadto: \
    Co do rozdziału
    Wiedziałam, że Michael poczuje w końcu coś do Lilly
    Ach ten Drake jak on mnie denerwuje
    Biedna Lilly
    Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału, a czasem się nie przejmuj, bo każdemu go brakuje;)
    Buźka AriaMet;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Brak czasu i brak weny do pisania...tak to bywa :) Co do rozdziału to dla Michaela od początku podobała się Lilly, nawet tego nie ukrywał zbytnio haha :D Tylko ona... taka jakaś obojętna trochę wobec niego i polazła za Drake'iem :D Tak bywa czasami :) Pozdrówki

      Usuń
  2. Miałam nie komentować, miałam nie czytać żadnych blogów, posuwać swoje, co z resztą zrobiłam i spadać z blogosfery, bo nic tu po mnie. I tak zrobię, tylko najpierw skomentuje rozdział
    Więc ja standardowo :

    Witam!
    Co by tu... Napiszę, że rozdział mi się podobał i nawet dużo się w nim działo i było całkiem spoko. Znacznie lepszy od poprzedniego, trochę więcej wiem o tym jak dokonuje się przemiana w wampira i to jest fajne. Tylko ten Drake... Cholernik, największy badass tego opowiadania... Zaraz, bo ja czegoś nie rozumiem. Najlepsza rzecz to zdecydowanie te wspomnienia Drake'a, zapomniałam jak się to nazywa :/, ale było to całkiem fajnie opisane. Tylko.. Kiedy oni tak rozmawiają... On jest taki.... Nieporuszony. Miałam wrażenie, że po prostu jakoś go to ruszy, przecież nie rozmawiają kurde o tym co jedli na śniadanie (hehe) tylko o jego przemianie w potwora. A on.... Nic. Poza tym on ma dopiero 19 lat i argumenty przemawiające za jego przemianą mnie nie przekonywałyby do dokonania tego czynu. Były słabe po prostu. Każdy się boi, że coś może mu się stać, kiedy idzie ulicą, ja też. On zrezygnował ze swojego dotychczasowego życia, chodzenia na studia, znajomych dla jakiej rudej laski i gorzej, chce zostać wampirem z własnej nieprzymuszonej woli!!! 111one11!! Przepraszam, ale.. Ja pierdolę! Będzie wykład. Słuchaj no. Masz dopiero 19 lat jesteś młody i popełniasz błędy jak każdy człowiek, bo masz do tego prawo. Jesteś tylko człowiekiem, nie wiesz jak będzie wyglàdało twoje życie za 20 lat i w tym wieku nic nie jest pewne, a ty tak po prostu chcesz zostać wampirem! To straszne! To strasznie zły interes! Nowe umiejętności, siła szybkość, lepsze zmysły, tylko cena setek istnień ludzkich (będziesz zabijał, zaskoczony? Biedaku, laska Ci o tym nie wspomniała?) jest trochę za wysoka. Ja bym nie chciała robić takiego interesu i wolałabym to przemyśleć. Koniec wykładu.
    Dalej... Wątek Conora i Lilly. Nie lubię tego gościa, a fakt, że ,, stała się dla niego ważna" zupełnie do mnie nie przemawia. Niby dlaczego stała się ważna? Widzial ją tylko kilka razy w życiu, po raz pierwszy kiedy jej to życie uratował, i już się zakochał? Od pierwszego wejrzenia? To się kupy nie trzyma i trochę to naciągane. Między nimi nie ma żadnej chemii, niczego, a tu bum i już jest. No chyba nie. Lecimy dalej. Nasza słodka Lilly.... Rozumiem powody Dreaka dla których on ją przytrzymuje, w końcu skurwiel Conor i reszta skurwieli zabiła mu ekhm... Dziewczynę? Jego... Pierwszą? W sumie to nie zabili ale będą ją torturować... Ponieważ? Okej wampir ma Lilly, a ona mhm? Pomagała mu pewnie chcą uzyskać od niej informacje gdzie on jest, czemu ją porwał i takie pierdoły. Może być, chociaż mi się to nie podoba. Cały rozdział fajny, Jak mówiłam i jestem ciekawa jak się to skończy.
    Pozdrawiam Alice Spencer.

    [untouched-undead.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Alice jak ty mylisz imiona haha :D Conor do Lilly nic nie czuje, tylko MICHAEL :D Ona mu się spodobała jak tylko pierwszy raz ją zobaczył. Wiesz zauroczenie te sprawy... Tak bywa...wiem z własnego doświadczenia :D Co do Conora to tylko on wie o tym,że Jeniffer jednak żyje i nie została zgładzona. Nikt oprócz niego o tym nie wie.Musisz czytać uważniej.Każdy myśli,że Michael ją zabił jak do niej strzelił, Michael też tak zresztą myśli. A myślisz,że dla Conora chodzi o Lilly? O dziewczynę której prawie nie zna? Że chce dowiedzieć się gdzie Drake ją trzyma? Oj...Alice... u mnie nic nie jest takie proste...przekonasz się. Ja nie jestem do przewidzenia...choć czasami niektórym się udaje przewidzieć niektóre moje zamierzenia co do opowiadania i postaci :D Co do Drake i do jego argumentów...wszystko jeszcze nie zostało powiedziane. reszty dowiesz się w następnej retrospekcji - chyba tego słowa ci brakowało :D Dzięki i pozdrawiam :)

      Usuń
  3. W końcu jest!!! Przepraszam, że tak późno czytam.
    Rozdział boski jak zawsze. Mam nadzieję, że uda im się uratować Lily bez szwanku. Rozdział był boski i czekam na kolejne. Kocham cię <3 <3 <3

    XOXO
    Maya Redbird

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) Wiem,że długo musieliście czekać, za co przepraszam. Cieszę się,że ci się podobało. Co będzie z Lilly...Hym... Okaże się już wkrótce :) Pozdrawiam i ściskam cieplutko :* Buziaki

      Usuń
  4. Ulala co tu się działo. Porwania, morderstwa... nie oszczędzasz naszych bohaterów.
    Po tych wszystkich przymiarkach Drake w końcu postawił sprawę na ostrzu noża i zabrał ze sobą Lily. Po tych wszelkich przeżyciach i tajemnicach wreszcie dowiedziała się o nim prawdy, ale w jak brutalny sposób. Nawet nie wyobrażam sobie jak podle musiała się czuć, kiedy wampir, którego przez długi czas darzyła uczuciem, zepsuł jej tak ważny dzień jakim jest bal. Teraz kiedy już zna prawdę najpiękniejszy wieczór zmieni się dla niej w koszmar. Po stracie Jennifer Drake z pewnością jest teraz zdolny do wszystkiego, bo jak pokazało nam wspomnienie naprawdę zależało mu na tej dziewczynie i jak sądzę wiąże się to z bólem.
    Nie dziwię się, że bohaterom ciężki przełknąć przegraną. Mieli plan, chcieli zakończyć wszystko raz na zawsze, a tu totalna klapa. Wszystko idzie nie tak, choć spodziewałam się raczej, że będziesz powoli kończyć Nieuniknione Przeznaczenie, skoro startujesz z nowym opowiadaniem. :)
    Zaskoczył mnie fakt, że Jennifer wcale nie umarła. Nie wiem, co zrobi z nią Connor - a sądząc po tej piwnicy i stole z łańcuchami - kolorowo nie będzie, ale to zawsze jakiś punkt zwrotny. Kto wie, może powie im coś na tyle interesującego, co pomoże im odnaleźć Lily?
    Jestem naprawdę ciekawa co planujesz dalej :)
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Drake miał już dość tej całej sytuacji, dlatego postąpił według swojego rozumu :D Miał dość działania pod dyktando Rebecki. Nie przemyślał jednak tego,że może na tym ucierpieć Jeniffer. Jeśli chodzi o Jeniffer, to masz racje ona nie umarła. Choć wszyscy tak myślą. Tylko Conor zna prawdę. A co chce z nią zrobić? I dlaczego ją tam trzyma? Tego raczej się nie spodziewa nikt z was. To fakt, zaczynam nowe opowiadania, jedno już zaczęłam :) A Nieuniknione Przeznaczenie zakończę ale jeszcze nie teraz. Chyba będzie krótsze niż był plan na początku, ale nie aż tak krótkie. Pozdrawiam

      Usuń
  5. Trochę to może wyglądać, jakbym przychodziła do ciebie, bo zostawiłaś wiadomość u mnie, ale to zbieg okoliczności. Jechałam akurat w pociągu, miałam czas na nadrobienie zaległości, a potem patrzę - komentarz od ciebie;D Zgrałyśmy się w czasie.

    Może zacznę od Conora. Kurde, tym krótkim fragmentem mnie lekko przeraziłaś. Bo tak raczej nie zachowuje się człowiek zdrowy na umyśle;D Mam wrażenie, że ta postać może tu jeszcze namieszać i jakoś... nie mam co do niego dobrych przeczuć.Będę mu się uważnie przyglądać!
    Też uważam, że Drake trochę za szybko i zbyt hm... bezmyślnie podjął decyzję o zostaniu wampirem. Ale kto wie, może ta jego miłość rzeczywiście była tak wielka, że pragnął być tym, co jego ukochana? Może miał po prostu w tamtym czasie bardzo słabą psychikę i dlatego wszystko go tak załamało? Ciekawa tylko jestem, co się stanie z Lily... To musiał być dla niej szok, dowiedzieć się o wampirach, a to przecież dopiero początek wrażeń.
    Coś mi się wydaje, że Shane wparuje im na chatę, albo zobaczy coś, przez co on też dowie się o istnieniu istot nadnaturalnych. Albo w najgorszym przypadku pojawi się w złym miejscu o złym czasie i sam zostanie przez kogoś zaatakowany. Jednym słowem, nie mam dobrych przeczuć co do tego jego wyjścia z balu.
    Ciekawa jestem co oni teraz zrobią. Plan jest ryzykowny, więc nie dziwię się Brianowi, że boi się o Madison. Pytanie, czy to w ogóle ma szansę się udać...
    Pozdrawiam! ;**

    I czekam na następny ;**

    OdpowiedzUsuń
  6. Miło,że wpadłaś :) Co do Conora...to zapewne jest zdrowy na umyśle, nie jest to psychopata czy coś :D On hym....jakby to ująć...wie co robi i dlaczego to robi. Tyle mogę powiedzieć. Nie chcę dużo zdradzać. Wszystkiego dowiecie się w następnym rozdziale i na 100% się tego nie spodziewacie. Co do Drake to jego decyzja była dość pochopna, ale nie aż tak. On się z nią spotykał jakiś czas, tylko nie jest to przedstawione w retrospekcji. Nie został wampirem przy drugim spotkaniu z nią. Myślę,że można było to wywnioskować po tym, że w niej się zakochał a po pierwszym spotkaniu to czuł raczej tylko przerażenie :D Co zrobi Shane haha? I co stanie się z Lilly? Zobaczymy w następnym wpisie :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Proszę, tylko nie bij!
    Wiem, dodałam Spam.
    I nic nie przeczytałam,
    ALE
    Jest środek tygodnia i mam tyle materiału do nauczenia, że Ach!
    Obiecuję, że tu wrócę, jeszcze nie wiem kiedy, ale na pewno.
    Pozdrawiam,
    -Zawstydzony, poniekąd -
    SLY.

    OdpowiedzUsuń
  8. Halo Viki, żyjesz jeszcze? Będziesz dalej pisać tę historię? Cały czas czekam na nowość od ciebie, i zaglądam okazyjnie na bloga a tu cisza i nic nowego się nie pojawiło :(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Droga Alice, miło mi,że tu zaglądasz, nawet nie wiesz jak mnie to cieszy. Jednak smuci mnie fakt,że nie możesz zastać tu nic nowego. To moja wina. Choć nie wiem czy do końca tylko moja. W moim życiu ostatnio wydarzyło się tak wiele, że nie miałam czasu na żadne pisanie opowiadania, ani czytanie innych opowiadań. Co się stało... długo by o tym pisać. Na 100% wam to jakoś wynagrodzę ale też spróbuję wyjaśnić w Informacji, którą dodam niebawem. Mam nadzieję, ze zerkniesz na nią okiem. Pozdrawiam

      Usuń
  9. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń