niedziela, 5 kwietnia 2015

Nieuniknione Przeznaczenie: Rozdział XXVI

Info: Witajcie kochane! Nareszcie przybywam do was z nowym rozdziałem :) Ogromnie się cieszę, że mogę go już opublikować i na dodatek w święta :) A więc przy okazji Wesołych i pogodnych Świąt Wielkanocnych wam życzę oraz mokrego dyngusa ;) A teraz przejdźmy do konkretów. Jak widzicie zmieniłam wygląd bloga. I tu pojawia się moja PROŚBA do was. U mnie wszystko działa jak należy, czyli Menu chodzi jak powinno, nic nie jest ucięte (chodzi o nagłówek) i kolory też współgrają ze sobą. Ale chciałabym prosić o waszą opinię czy u was wszystko też jest ok i czy każda zakładka, np. z bohaterami działa poprawnie? Mogę liczyć na waszą pomoc? Będzie mi miło :) Starałam się przy tej zmianie, aby wszystko ładnie wyglądało i mam nadzieję,że mi się udało. Czekam z niecierpliwością na wasze zdanie. Jeśli chodzi o rozdział to także starałam się napisać go jak najlepiej. Próbowałam wychwycić wszystkie mankamenty i je poprawić, dlatego też mam nadzieję,że nie znajdziecie żadnych błędów językowych czy interpunkcyjnych. Zapraszam więc do czytania. Mam nadzieję, że po tak długim czasie nie straciłam ani jednego czytelnika, a wręcz przeciwnie, że czekaliście z apetytem na nowy rozdział i teraz dacie mi znać czy wam się podobał :) Zapraszam do czytania i zostawiania opinii. Wasza Viki :*
Ze względu na małą liczbę opinii, daje wam jeszcze czas na przeczytanie. Rozdział pojawi się za tydzień czyli 26 kwietnia.


Rozdział XXVI : Wielkie przygotowania

Mokre włosy opadały na jej ramiona, gdy wyszła z wanny. Owinęła się białym ręcznikiem, a następnie zawinęła włosy w drugi, nieco mniejszy o różowym kolorze. Była tak wykończona łażeniem po centrach handlowych,że jedynym ukojeniem była relaksująca kąpiel w zapachowych olejkach.
- Madison! - usłyszała głos matki za drzwiami.
Gdy tylko wyszła z łazienki, spostrzegła Stellę stojącą w jej pokoju i trzymającą jej zeszyt z matematyki.
- Co tam mamo? Kąpałam się.
- Wiem, już widzę. Przyszłam, bo wołałam cię z dołu, ale najwidoczniej nie słyszałaś. Kolacja gotowa.
Stella odłożyła zeszyt i obdarowała córkę uśmiechem, po czym opuściła pokój. Madison zawróciła do łazienki i ubrała się w koszulkę nocną, a następnie nałożyła atłasowy szlafrok. Zdjęła ręcznik z włosów i rozczesała je. Zapięła spinką, by nie pomoczyć ubrań. Zeszła na kolację, bo już podczas kąpieli zaczęło jej burczeć lekko w brzuchu. 
- Ale smacznie wyglądają te kanapki - popatrzyła na kolorowe jedzenie.
- A tak... papryka,pomidory, ogórki i twoja ulubiona szynka. Jest dość późno, już po dwudziestej pierwszej, więc jakaś cięższa kolacja raczej nie wchodziła w grę. 
- Są idealne mamo - zatarła ręce z uciechy, a po chwili sięgnęła po jedzenie.
- Swoją drogą to długo wam zeszło. Wróciłaś dopiero o ósmej - spojrzała na nią dość karcąco.
- Mamo jest piątek. Przecież mogłam sobie na to pozwolić. Musiałyśmy poszukać dla Grace sukienki na bal.
- Mówiłaś już. Szkoda tylko,że nic nie znalazłyście.
Madison zrobiła zasmuconą minę, ale po chwili uśmiech wrócił na jej usta i zaczęła zajadać kanapkę, popijając co chwila kęs gorącą herbatą z cytryną.

~~~*~~~

Siedział z komórką w ręku, obracając ją co chwila w palcach.
- Zaraz ją zwalisz na podłogę - usłyszał głos ze strony siostry - I dlaczego dopiero wróciłeś?
- Byłem na spotkaniu w sprawie nowej sesji - odłożył telefon na kanapę.
- Kyle... zadzwoń do niej - poradziła mu, widząc jak bardzo męczy się tą sytuacją.
Westchnął głęboko i przeczesał włosy palcami, po czym oparł się z impetem o siedzenie.
- Coś między nami się zepsuło - stwierdził gorzko.
Lisa przysunęła się bliżej brata i przytuliła go.
- Denerwujesz mnie czasami, wiesz o tym dobrze. Ale ciężko mi jest patrzeć jak oboje męczycie się tą sytuacją. Musisz zdecydować czy ci na niej zależy i czy chcesz o nią walczyć.
- Ja nadal ją kocham, ale ona...
- Ona ciebie też. Posłuchaj starszej siostry - zaśmiała się aby go rozweselić i rozczochrała mu ręką jego grzywkę.
W tej chwili usłyszeli głośne otwieranie drzwi, a po chwili chichot. Zmarszczyli brwi, patrząc na siebie z lekkim zdziwieniem. Do pokoju zaglądnął Greg. Był pijany. Pociągnął kogoś za rękę. Po chwili ich oczom ukazała się jakaś blond włosa dziewczyna.
- Bonjour kochani! - krzyknął i podniósł drugą rękę, w której trzymał butelkę szampana.
- Te twoje przywitanie trochę nie pasuje do pory dnia. Jesteś pijany - powiedziała Lisa patrząc na brata, który miał przylepiony do twarzy głupkowaty uśmiech.
- Tak...to znaczy nie. Siostro! Nie obrażaj mnie. Ja tylko wypiłem kieliszek... - spojrzał na butelkę - No może dwa - roześmiał się, a jego towarzyszka zrobiła to samo.
Kyle spojrzał na niego z politowaniem w oczach, ale zarazem z uśmiechem na ustach.
- Idziemy spać - oświadczył Greg i pociągnął dziewczynę do swojego pokoju.
- Ah... - westchnęła Lisa.
- Dla Grega wszystko jest takie proste... Chyba jest największym lekkoduchem z naszej czwórki.
- Oj tak. To jest pewne. Niczym się nie martwi. My, to co innego. Jestem ciekawa czy Lilly zdążyła na autobus i dotarła do domu- wtrąciła nagle z zastanowieniem -  Idę spać. A ty... - wstała z kanapy i spojrzała na brata przez ramię - Zadzwoń do Chelsea.
Kyle uśmiechnął się do siostry i posłała jej buziaka. Gdy tylko opuściła pokój, wziął komórkę do ręki. Chwilę się zastanawiał patrząc w ekran telefonu. Głęboki wdech i wybrał numer. Po sześciu sygnałach włączyła się sekretarka:
- Chelsea wiem,że ostatnio zachowywałem się jak dupek. Nie dziwi mnie to,że nie chcesz ze mną nawet gadać... Ale daj mi szansę. Kocham cię. Jesteś dla mnie najważniejsza.

~~~*~~~

Wtulała twarz w miękką poduszkę, otulając się kołdrą. Przetarła oczy i słodko zamlaskała. Mruknęła pod nosem,ziewnęła i przeciągnęła leniwie. Powoli wstała, spuszczając nogi na podłogę i wkładając do miękkich kapci. Żółwim tempem powlokła się do łazienki, gdzie zrobiła poranną toaletę. Spięła włosy w kucyk i ubrała się w szare dresy oraz różowy t-shirt. Zeszła do kuchni z myślą,że zastanie tam mamę, jednak Stelli tam nie było. Zmarszczyła brwi i zaglądnęła do salonu, ale tam także jej nie znalazła. 
- Mamo! - krzyknęła dla upewnienia, jednak nie dostała żadnej odpowiedzi.
Wzruszyła ramionami i noga za nogą powędrowała do kuchni. Jej wzrok powędrował na stół, na którym stała biała kartka, oparta o wazon z żółtymi tulipanami. Wzięła ją do ręki i otworzyła. Od razu poznała pismo Stelli:
" Musiałam jechać do pracy, choć miałam mieć wolny weekend. Wrócę wieczorem. Mama."
Zgniotła kartkę i wyrzuciła ją do kosza. Podeszła do okna i spojrzała w stronę domu Wels'ów. Na podjeździe nie było czarnego auta Braiana.
- Ciekawe gdzie pojechał - powiedziała sama do siebie i wzięła się za robienie śniadania.
Po kilku minutach tosty były gotowe. Zapach unosił się po całej kuchni, co sprawiało,że Madison stawała się coraz bardziej głodna. Ustawiła duży talerz z tostami na środku stołu i przyniosła sobie z szafki świeżo zaparzoną herbatę. Zaczęła jeść i po chwili zdała sobie sprawę z tego, że zrobiła ich zbyt dużo i sama nie da rady ich zjeść. Przez myśl przemknęło jej, żeby wstawić je do lodówki i zjeść je potem, jednak zimne tosty nie byłyby już tostami. W tym momencie usłyszała dzwonek do drzwi. Odłożyła tosta na talerz i otrzepała ręce z okruszków. Spojrzała przez wizjer i zobaczyła po drugiej stronie Braiana.
- Dzień dobry - przywitał ją gdy tylko uchyliła drzwi.
- Hej, wchodź - zaprosiła go bez chwili zastanowienia. 
Braian trzymał ręce z tyłu, jednak po chwili wyciągnął rękę przed siebie i wręczył jej duży bukiet czerwonych róż.
- A to dla ciebie - popatrzył jej w oczy i uśmiechnął się.
Madison wzięła głęboki wdech ustami. Ze zdumienia nie umiała wydusić z siebie słowa. Odebrało jej mowę. Pierwszy raz w życiu dostała kwiaty od chłopaka i to w dodatku od Braiana, który wydaje się być mało romantyczny.
- Nie podobają ci się? Nie lubisz róż? - zmartwił się.
- Nie... nie... To znaczy są piękne. Ja po prostu nie wiem co powiedzieć, zaskoczyłeś mnie.
- To skoro nie wiesz co powiedzieć - przysunął się bliżej - Pocałuj mnie.
Madison uśmiechnęła się szeroko, a po chwili obdarowała go soczystym buziakiem.
- Jesteś kochany. Nawet nie wiesz jaką miłą niespodziankę mi tym sprawiłeś.
- Cieszę się. A... co tak pachnie? - powędrował w stronę kuchni skuszony zapachem.
- Tosty...Chcesz może? Bo zostało sporo.
Braian stał na środku kuchni i patrzył na smakowicie wyglądające jedzenie.
- A wiesz chętnie. Ale umyję najpierw ręce - obrócił się w stronę zlewu i odkręcił wodę.
- Dobra, a ja pójdę po wazon do salonu.
Bukiet róż był tak okazały, że dwa pierwsze wazony, stojące na regale były za male. Musiała sięgnąć po ten największy z kryształu, który stał na najwyższej półce. Gdy wróciła do kuchni Braian już zajadał tosty. Roześmiała się patrząc na niego.
- Co jest? - zapytał zdziwiony.
- Nic... - napełniła wazon wodą i wstawiła kwiaty - Po prostu ciężko mi jest w to uwierzyć, że tu siedzisz. Jesz ze mną śniadanie, że jesteśmy razem. Kilka miesięcy temu się nienawidziliśmy, a teraz... - chciała dokończyć jednak była tak wzruszona,że gardło odmówiło jej posłuszeństwa.
Braian wstał i podszedł do niej obejmując ją w pasie i przyciągając do siebie.
- A teraz... się kochamy? - dokończył z lekkim zapytaniem w głosie.
Spojrzała mu w oczy i kiwnęła twierdząco głową.

~~~*~~~

Schodził po schodach, nakładając na siebie czarną skórzaną kurtkę. Swoje kroki pokierował prosto do dużego salonu.
- Witaj przyjacielu! - przywitał go głos dobiegający zza kanapy
- Dzień dobry druhu - usiadł obok i popatrzył na pijącego whisky Conora.
- Jak spałeś? Wczoraj przyjechałeś dość późno. O dwudziestej trzeciej. A dzwoniłeś do mnie o dwudziestej pierwszej. Gdzie się podziewałeś tyle czasu? Z Berkeley do Richmond podróż trwa około godziny, nie więcej - popatrzył na Michaela badawczym wzrokiem z lekkim uśmiechem na ustach.
- Czy to ważne... Jestem głodny. Mogę iść na śniadanie?
Conor zaśmiał się pod nosem, popijając alkohol.
- Oczywiście idź do kuchni.
Gdy tylko Michael opuścił salon. Conor wyciągnął telefon z kieszeni i zaczął sprawdzać skrzynkę pocztową. Niestety nic nowego tam nie znalazł. Jego informatorzy, od dłuższego czasu nie przysyłali mu żadnych wiadomości dotyczących Drake'a. Wyglądało to tak jakby wampir zapadł się pod ziemię. Żadnych ofiar, żadnych śladów. Nic nie prowadziło do jego osoby. 
- Stary jakie ty masz tu wypasione jedzenie - usłyszał nagle głos za plecami.
Michael wrócił z kuchni z talerzem malutkich kanapeczek i kawiorem. W drugiej ręce trzymał filiżankę parującej herbaty. Postawił ją na etażerce stojącej obok kanapy. Usiadł obok Conora z talerzem pełnym smakołyków i zaczął je zajadać ze smakiem.
- Co tam robisz? - zapytał patrząc na telefon.
- Co? Nic, przeglądam wiadomości.
- A...
- Smacznego.
Michael tylko pokiwał głową na podziękowanie i wsadził kolejną kanapeczkę do ust. Po chwili talerz był już pusty. A on zabrał się za picie herbaty w porcelanowej, zdobionej filiżance. Patrzył co jakiś czas na przyjaciela kątem oka i widział,że ten zerka na niego w podobny sposób. Nie trudno było się domyślić, że jeden jak i drugi coś ukrywa.
- No dobra, koniec. Kto mówi pierwszy? - nie wytrzymał.
Conor wyglądał nieco na zdziwionego zachowaniem przyjaciela, ale mógł się tego spodziewać, bo Michael był z natury ciekawy.
- Ty zacznij, pewnie masz krócej do opowiadania.
- No dobra - uniósł jedną brew wyżej - Wczoraj kręciłem się po Berkeley. W pewnym momencie na jednym z przystanków zauważyłem dziewczynę. Łapała okazję. Jednak jak się zatrzymałem nie wsiadła, bo się mnie bała. Mówiła, że woli żeby zatrzymała się kobieta, czy coś - zagestykulował ręką i wzruszył lekko ramionami - Więc odjechałem i zadzwoniłem do ciebie. W tym momencie jakiś nachalny koleś chciał ją zaciągnąć do auta.
- Zareagowałeś zapewne - zaśmiał się Conor.
- Rzecz jasna. No i wiesz... dałem mu w mordę - podrapał się w głowę -  A ją odwiozłem do domu. 
- Cała historia? Nic więcej?
- No nie - wyglądał na niezadowolonego - Ona jest inna. Porządna. Nawet nie dała mi swojego numeru telefonu. Znam tylko imię...Lilly.
Conor przeczesał włosy i pomyślał,że to imię to tylko zbieg okoliczności.
- Ale znasz jej adres. Zawsze możesz tam podjechać - zasugerował przyjacielowi.
- Racja - uśmiechnął się chytrze -Teraz twoja kolej.
Conor nałożył nogę na nogę i upił kolejnego łyka whisky.
- Wtedy jak mnie pobili, a ty odwiozłeś mnie do domu, jak wiesz szukałem wampira...Drake'a. Ale nie powiedziałem ci dlaczego chcę go znaleźć. Otóż podjąłem się tego zadania, bo moi  znajomi chcą go usunąć. Zagraża paru osobom i... lepiej go zlikwidować.
- A...Zdaje się,że to bardziej zagmatwane niż to przedstawiłeś. Poproszę o szczegóły - wstał i podszedł do barku. Popatrzył na kilka butelek z alkoholem i wybrał jeden z trunków. Była to złocista whisky. Jedna z limitowanych butelek Old Dalmore. Popatrzył na nią z uznaniem i nalał sobie pół szklanki. Dołożył też kilka kostek lodu, które stały pod barkiem w mini zamrażarce. Stanął naprzeciwko przyjaciela i upił łyka, czekając na opowieść.

- Ci znajomi... to dzieci przyjaciół mojego ojca. Rodzina Wels'ów, była dość blisko z moim staruszkiem. Jednak jest jeden fakt, który cię nie ucieszy. Są wilkołakami.
- Aha... no tak - przewrócił oczami najwidoczniej niezadowolony tym faktem - Nie przepadam za takimi stworzeniami, nie da się ukryć - przechylił szklankę i wypił alkohol jednym haustem.



~~~*~~~


Siedziała z podkurczonymi nogami na łóżku, patrząc się w telefon leżący przed nią. Chciała do niego zadzwonić, ale z drugiej strony nie umiała mu nadal wybaczyć. Nie chciała być słabą dziewczyną, która po jednym telefonie chłopaka pęka i daje mu drugą szansę. "Przecież Chelsea Cooper to twarda laska, która nie może pozwolić sobie na chwilę słabości" - tak sobie to tłumaczyła. Jednak wspomnienia z ich wspólnych chwil, które napływały jej do głowy, coraz bardziej podsycały chęć sięgnięcia po telefon. Na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech, który malował się samowolnie z powodu pięknych obrazów przebiegających po jej głowie. W pewnym momencie rozległo się głośne pukanie, które wyrwało ją z myśli. Rozglądnęła się dezorientacyjnie, jakby najpierw nie wiedziała skąd dobiegło stukanie. Jednak już po chwili spojrzała w kierunku drzwi.
- Wejść! - krzyknęła niezadowolonym głosem.
Białe, drewniane drzwi uchyliły się delikatnie. Chelsea zmarszczyła brwi i lekko nachyliła się w ich kierunku, chcąc zobaczyć, kto stoi za nimi. Po sekundzie wyłoniła się znajoma sylwetka.
- Hej... - przywitał ją cichym głosem.
- Kyle, co ty tutaj robisz? - zapytała zdziwiona obecnością chłopaka.
Westchnął ciężko i zamknął za sobą drzwi. Podszedł niepewnym krokiem w jej kierunku i usiadł na jej łóżku.
- Przyszedłem, bo nie odpowiedziałaś na mój telefon - popatrzył na nią, a po chwili spuścił wzrok.
- Wiem. Ale to nie powód żeby tu przyłazić nieproszonym.
- Należy mi się. Ale Chelsea mi na tobie zależy, tak cholernie mocno - w przypływie emocji chwycił ją za dłoń.
Dziewczyna otworzyła usta ze zdziwienia i chciała mu wyrwać rękę, jednak trzymał ją na tyle mocno, że jedno szarpnięcie nie pomogło.
- Puszczaj!
- Nie! Nie puszczę cię. Nigdy rozumiesz? Ja cię kocham. Jesteś moim ideałem zrozum. Jestem idiotą,że cię ostatnio zaniedbywałem, wybacz mi proszę.
Jego ciemne oczy były pełne cierpienia. Widać było, że zależy mu na jej przebaczeniu. 
- Zraniłeś mnie... - powiedziała nieco łagodniejszym tonem.
- Wiem, wiem. Nigdy sobie tego nie wybaczę, ale proszę daj mi drugą szansę. Choćby ze względu na to jak długo już ze sobą jesteśmy - przysunął się bliżej i ujął w ręce obie jej dłonie.
Chelsea popatrzyła na niego i uśmiechnęła się lekko.
- Jesteś przekonujący, wiesz? 
- Wiem. Zawdzięczam to swojemu urokowi osobistemu, bo z rozumem to u mnie krucho, skoro dałem taką plamę.
Dziewczyna zachichotała i ujęła jego twarz w dłonie.
- Więcej mnie nie zawiedź. Obiecaj.
- Obiecuję - uśmiechnął się i pocałował ją namiętnie. 

Chelsea nie czekała długo, aby oddać pocałunek. Ich usta nie odrywały się prawie od siebie. Chłopak ściągnął kurtkę, a następnie zdjął z dziewczyny fioletową bluzkę. Po kilku chwilach wszystkie ubrania były już zbędne. Ich ciała nie dzieliła już żadna odległość. Dotykały się, sprawiając obu niesamowitą rozkosz. Gorące pocałunki Kyle'a pieściły ciało dziewczyny. Ona nie chcąc być dłużna, także obdarowywała go namiętnymi czułościami.
- Kocham cię - szepnął leżąc na niej, a następnie złożył kolejny soczysty pocałunek na jej ustach.


~~~*~~~

Siedziała wtulona w jego ramię i zajadała popcorn. Było jej tak dobrze, że zapomniała o szybko upływającym czasie. Na zegarze dochodziła osiemnasta. Słońce już zaszło za horyzont. W pokoju było dość ciemno, tylko telewizor oświetlał pomieszczenie, dając niebieską poświatę. 
- Dziwny film - skomentował Braian ze skrzywioną miną.
- Wcale nie...cicho...oglądaj - zerknęła w górę, aby spojrzeć w jego oczy.
Pokręcił głową i wywrócił oczami, a następnie przytulił ją mocniej i ucałował w skroń.
- O nie... - powiedział nagle, jakby zaraz miało coś się stać, jednak było już za późno.
- Madison! - usłyszeli głos za plecami.
Stella weszła do domu tak cicho, ze oboje tego nie słyszeli. Madison zerwała się na równe nogi i spojrzała wymownym wzrokiem w stronę Braiana, jakby miała mu za złe, że w porę jej nie poinformował o tym, że idzie jej matka.
- Dobry wieczór - przywitał lekko speszony, rozgniewaną kobietę, drapiąc się w tył głowy.
- Mamo, co tu robisz tak wcześnie?
- Co ja robię? Wcześnie? Jest już po osiemnastej, ale widzę,że ty straciłaś poczucie czasu, tu z nim - wskazała na Braiana palcem.
- Proszę Pani my... - zaczął, jednak Stella skarciła go wzrokiem i się wycofał, choć trudno było mu trzymać nerwy na wodzy. Miał ochotę powiedzieć jej to co myśli, ale powstrzymywał się tylko z jednego względu. Nie chciał robić Madison dodatkowych problemów. Zależało mu na tym aby jej relacje z matką nie uległy zmianie, ze względu na ich związek.
- Madison dlaczego wy... - nie umiała dobrać odpowiednich słów, lub nie chciała powiedzieć na głos tego czego się obawiała.
- Mamo... ja i Braian - przysunęła się do niego i chwyciła niepewnie jego dłoń, on ścisnął ją lekko na potwierdzenie, że jest obok i ją wspiera - My jesteśmy razem. I proszę nie mów mi, że jest to nieodpowiedni chłopak dla mnie. 
Stella rzuciła torebkę na kanapę. Odeszła kawałek i stanęła do nich plecami. Obiema rękoma odgarnęła włosy do tyłu i odwróciła się do nich.
- Już raz byliście ze sobą, a potem się rozstaliście. Mam ci przypomnieć jak cierpiałaś?
- Nie, nie musisz mi niczego przypominać. Wszystko pamiętam doskonale. Jednak tym razem będzie inaczej.
- Wiem,że zachowałem się wtedy jak szczeniak. Jednak obiecuję, że więcej nie skrzywdzę Pani córki - wtrącił Braian.
- Szczeniak w twoim wieku to chyba nie przystoi, prawda? - zapytała uszczypliwie, na co Braian odpowiedział nerwowym uśmiechem.
- Mamo! Przestań! Nie zabronisz mi się z nim spotykać. Mi nie przeszkadza,że jest starszy ode mnie o siedem lat więc tobie też nie powinno.
- On jest dorosłym facetem! A ty niepełnoletnią dziewczyną. Zdajesz sobie z tego sprawę? - podeszła do córki bliżej i spojrzała na nią surowym wzrokiem.
- Zdaję. I nie bój się nie zrobię nic głupiego.
Braian ledwo powstrzymywał się od zabrania głosu. Wszystkimi siłami hamował swoją wybuchowa naturę. Był zdziwiony, że stać go, aż na taki stoicki spokój. Do tej pory potrzebował małej iskierki aby wybuchnąć, teraz choć było gorąco, trzymał emocje na wodzy.

- Rozumiem Pani obawy, jednak jeśli myśli Pani, że mógłbym zmusić Madison do czegoś, czego ona by nie chciała, to się Pani myli. Nie zrobię jej krzywdy. Nie wykorzystam jej w sposób w jaki Pani zapewne sądzi, że mógłbym. Może nie wyglądam na godnego zaufania, ale proszę mi zaufać. Nie skrzywdzę jej - powiedział wreszcie przekonującym, a zarazem spokojnym tonem.

Madison była zdumiona jego postawą. Cieszyła się ogromnie, że nie urządził tu jakiegoś niepotrzebnego zamieszania oraz, że się nie wtrącał nie proszony. Była dumna. Chciała go przytulić i ucałować, ale sytuacja była na tyle napięta, ze wolała zachować to na później. Uśmiechnęła się jedynie pod nosem zerkając na ukochanego.
- Pewnie moje słowa i tak nic nie zdziałają - stwierdziła Stella patrząc na córkę - Madison i tak robi co chce, bo to uważa za słuszne. Ufam ci córeczko, nie zawiedź mnie. A pana, będę miała na oku.
Braian jedynie skinął głową z lekko ironicznym uśmieszkiem, typowo w jego stylu. 

~~~*~~~

Po sobocie pełnej odpoczynku i wieczornych manewrach z matką, Madison nie miała ochoty na naukę. Natomiast już cała niedziela była poświęcona temu zajęciu. Wertowała notatki z angielskiego, historii i chemii. Nic nie wchodziło jej do głowy, nie umiała się skupić, myślała tylko o jednym, a raczej o jednej osobie. Co chwila uśmiechała się do siebie i zatapiała w marzeniach. Była zakochana. Pierwszy raz czuła się taka szczęśliwa. To co przepełniało ją od środka napełniało ją pozytywną energią. Chciała skakać, tańczyć i śmiać się jednocześnie. Jednak musiała skupić się nad nauką, bo testy z przedmiotów same się nie napiszą, ani nie zaliczą. Oprócz wszechogarniającej miłości, spokoju nie dawała jej jeszcze jedna sprawa. Bal zimowy. Chciała na niego pójść. Przetańczyć z nim całą noc. Jednak nie wiedziała jak mu o tym powiedzieć. Bała się,że odmówi. Przecież to szkolna potańcówka, a on jest dorosłym mężczyzną. Co jeśli uzna to za niestosowne? Powie coś w stylu, że to głupie lub infantylne? Takie myśli nie przestawały krążyć po jej głowie. Jednak wiedziała, że musi z tym się zmierzyć, bo jeśli nie zaryzykuje, to na pewno będzie żałować, że nie spróbowała. 

Chyba po raz pierwszy wstała o szóstej rano z taką werwą. Odkryła kołdrę i nie ociągała się ani minuty. Przeciągnęła się wstając z łóżka. W podskokach udała się do łazienki. Poranna toaleta zajęła jej trochę więcej czasu niż zwykle. Doszło do tego nałożenie lekkiego, acz precyzyjnego makijażu. Ułożenie włosów, tak aby każdy kosmyk leżał idealnie na swoim miejscu. Dobranie ubrań i biżuterii, a potem już tylko spryskanie perfumą, o ulubionym zapachu. Ta delikatna, słodka woń wprawiła ją w jeszcze lepszy nastrój i napełniła radością, której ostatnimi czasy było mało w jej życiu.
Schodząc na śniadanie, od samego progu kuchni, poczuła zapach naleśników. Smaczne śniadanie, dopełniło limit szczęścia poniedziałkowego poranka. Nawet rozmowa ze Stellą, okazała się mniej niezręczna niż myślała. Matka nie wypytywała ją zbytnio o Braiana, ani nie udzielała rad wychowawczych. Madison miała nadzieję, że z czasem matka przyzwyczai się do jej związku i polubi jej wybranka. Pozna go i zaakceptuje z jego wadami jak i zaletami, których jest więcej, choć mogłoby się z początku wydawać odwrotnie.
Wychodząc z domu, nałożyła na siebie czerwony płaszczyk z czterema hebanowymi guzikami, na szyję zawiązała czarny szalik. Na zewnątrz świeciło słońce, jednak powietrze było chłodne i wiał dość silny wiatr. Swoje kroki skierowała w stronę domu Wels'ów. Zapukała do drzwi. Po sekundzie otworzyły się raptownie i nawet nie zdążyła nic powiedzieć, bo Braian wciągnął ją do środka i ucałował namiętnie.
- Hej kochanie - przywitał zaskoczoną i nieco oszołomioną jego zachowaniem.
- He..ej - odpowiedziała drżącym głosem, by po chwili wtulić się w jego silne ramiona.
- Cześć Madison! - pomachała jej z kuchni Sharon, która robiła kanapki.
- Cześć, miło cię widzieć - zaglądnęła do niej opierając się o framugę drzwi.
Grace zbiegała energicznie ze schodów z torebką w ręku.
- Kogo moje oczy widzą, witaj kochana - podbiegła do niej i dała jej buziaka w policzek, a następnie podeszła do wieszaka i zdjęła z niego ciemno zieloną kurtkę i narzuciła ją na siebie.
- Dobra lecimy - powiedział Braian i ubrał czarną kurtkę, a następnie na szyję założył  komin, tego samego koloru.
- Kanapki! - Sharon wyszła z kuchni, podając siostrze pojemnik z drugim śniadaniem.
Grace podziękowała jej i cała trójka opuściła dom, kierując się do samochodu, przy którym stała już Lilly. Przywitali się i wsiedli do wozu, nie tracąc ani chwili dłużej. Madison zaczęła szperać w schowku samochodowym, w którym znalazła płytę jej ulubionego zespołu.
- Słuchasz One Republic? - zapytała wyjmując ją z opakowania.
- Mają kilka fajnych kawałków, przy których dobrze się prowadzi - odpowiedział, nie odrywając wzroku od drogi.
- Oj tam kilka... - przewróciła oczami i włożyła płytę do odtwarzacza.
Z głośników zaczęły wydobywać się pierwsze dźwięki "If I lose myself", a Madison zaczęła kołysać się na boki w rytm piosenki, nucąc słowa pod nosem.
- Też ją lubię - powiedziała Grace i zaczęła śpiewać na głos refren.
Madison dołączyła do niej i w samochodzie oprócz głosu wokalisty, zabrzmiały głośne chórki dziewczyn. Lilly także łapał słowa, choć widać było, że nie zna całego tekstu.
- Dziewczyny wybierzcie się na karaoke - podpowiedział Braian, gdy tylko piosenka dobiegła końca.
- Dobra myśl! Ja jestem za - zgodziła się Madison, a reszta jej zawtórowała.
Po chwili byli już na miejscu. Braian wyłączył muzykę i wszyscy opuścili samochód. Grace i Lilly ruszyły w stronę szkoły, a Madie wtulała się w Braiana, który najwidoczniej nie chciał wypuścić jej z ramion.
- Przyjadę po ciebie - powiedział dając jej kolejnego całusa.
- Wiesz co... chyba pierwszy raz jestem taka szczęśliwa - popatrzyła mu w oczy, a po chwili wtuliła w jego ramię.

Szkoła od rana tętniła życiem. Wszyscy byli niecodziennie podekscytowani. Zaczęły się wielkie przygotowania do balu. Na głównym korytarzu roiło się od pudeł, które zostały przywiezione na specjalne zamówienie ze sklepu z dekoracjami. Wszędzie stały paczki z białymi płótnami lub lampkami świątecznymi. Woźna stała na straży, z miotłą i najwyraźniej nie była zadowolona z tego całego zamieszania, zapewne wiedziała ile czeka ją potem sprzątania. Wszyscy uczniowie omijali pakunki, tak aby niczego nie uszkodzić. Choć zdarzały się wyjątki wśród najmłodszych, którzy wyciągali białe materiały i okręcali się w nie, udając greckich bogów. Oczywiście każdy ich występek równał się z dostaniem po głowie, jednak to nie przeszkadzało im w dobrej zabawie. Uczniowie ze względu na potrzebę udekorowania sali gimnastycznej, zostali zwolnieni na cały tydzień z wychowania fizycznego. Godziny te zostały solidnie wykorzystane, mianowicie na ubieranie sali. Niektórzy nauczyciele byli tak łaskawi, że zwalniali też z innych zajęć, aby wychowankowie mogli w jak największym stopniu pomóc przy tym wielkim wydarzeniu. 
Rozmowy na szkolnych korytarzach dotyczyły tylko jednego tematu: kto z kim idzie i w co się ubiera. Gorący temat nie omijał nikogo, każdy choć w najmniejszym stopniu był dotknięty balową gorączką. Choć niektórzy nie byli przekonani co do swojego udziału, woleli to przemilczeć, aby nie spotkać się ze zdumionym wzrokiem innych. Prawie każdy wiedział już kogo będzie miał przy swoim boku. Jednak zdarzały się wyjątki.
Madison nadal nie była pewna czy Braian zgodzi się z nią pójść. Bała się go o to zapytać, bo obawiała się jego odpowiedzi. Wiedziała jednak, że nie jest samotna w tej sytuacji. Lisa nie miała partnera i wahała się czy w ogóle pojawi się na balu. Lilly od początku kręciła nosem i także nie miała z kim się tam pojawić. Chelsea po pogodzeniu z Kyle'em miała zapewnione towarzystwo, tak jak Grace, która wiedziała od początku z kim będzie tańczyć tego wieczora. 

16 komentarzy:

  1. Dziękuję za życzenia i również spokojnych i zdrowych świąt, a mokrego dyngusa tylko w rozsądnych ilościach. (dla mnie rozsądna ilość to NIC ;] )
    Zgodnie z prośbą pootwierałam wszystkie zakładki i u mnie wszystko jest w porządku, nic nie jest ucięte ani niewyraźne. Przede wszystkim gratuluję nowego szablonu bo bardzo mi się podoba i pasuje do opowiadania. Kolor również śliczny, Mam jednak tylko drobną sugestie by wszelakie zakładki otwierały się na osobnych oknach.

    Co do rozdziału to możesz być z Siebie dumna, bo piszesz coraz lepiej. Wzięłam nawet sobie porównanie jednego z Twoich dawnych postów z tym i różnica jest ogromna. Od opisów, po dialogi i zwrot akcji. Jestem z Ciebie dumna :*
    A scenka miłosna to chyba z myślą o mnie napisana, prawda? Bo wiesz, że lubuję się w takich momentach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zakładki otwierać miałyby się w nowych oknach? Serio? A nie miałaś przypadkiem na myśli kart? Bo wątpię czy ktoś chciałby mieć otworzone kilka okien przeglądarki :D Myślę, że to by nie było komfortowe. W nowych kartach otwierają się poszczególne strony bohaterów i myślę,że to wystarczy :) Dziękuję serdecznie za opinię dotyczącą szablonu jak i rozdziału :) Tak myślałam,że scenka miłosna Ci się spodoba ;)

      Usuń
    2. Osobne zakładki, by czytając ktoś mógłby sobie otworzyć na osobnej karcie bohaterów i nie tracić tekstu opowiadania. Przydałoby się też by na stronie głównej był wyświetlany jeden post, a nie kilka ;]

      Usuń
    3. Ok, pomyślę nad zmianą, ale myślę,że mało kto czytając otwiera zakładki o bohaterach :) Mogę też zrobić, żeby jeden post był na stronie :) Nie ma problemu, Dzięki za wskazówki :)

      Usuń
  2. Dziękuję za życzenia i też życzę Ci Wesołych Świąt;)
    Bardzo piękny szablon:)
    Przejdźmy zatem do rozdziału~>świetne opowiadanie! jedno z moich ulubionych:). Madison i ten wilkołak(wybacz nie mam pamięci do imion) są tacy słodcy, normalnie zakochałam się. Piszesz w bardzo fajny sposób, że ile bym nie przeczytała to i tak mi mało:)
    Pozdrawiam i ślę wenę
    Jessi;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję serdecznie :) To miło, że moje opowiadanie jest jednym z twoich ulubionych :)

      Usuń
  3. W końcu jest rozdział!! Stęskniłam się <3
    Rozdział boski, cieszę się, że Chelsa się pogodziła z Kaylem. Dziewczyny idą do klubu karaoke? Jestem za :) Cieszę się szczęściem Madi,ale mam dziwne wrażenie, że zostanie znowu skrzywdzona przez niego. Ja się pytam gdzie mój ukochany Dave jest?? Mam nadzieję, że się w kolejnym pojawi. Lily jest zakochana w Michel'u prawda? Bo on w niej na pewno. Grace jest najlepsza - moja ulub żeńska postać.
    Lisa - zasługuje na miano najlepszej siostry na świecie :)
    Mój ulubiony blog :)
    Kocham!!!
    Do zobaczenia, przy kolejnym rozdziale.
    Maya

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dave będzie w następnym rozdziale i będzie go sporo, także będzie to jakieś wynagrodzenie za to,że ostatnio go nie było :) Teraz zacznie pojawiać się częściej :) Dla Michaela wpadła w oko Lilly, to fakt. Jest mi bardzo miło,że mój blog jest twoim ulubionym, dziękuję :)

      Usuń
  4. U mnie Menu działa dobrze, żadnych błędów czy problemów nie miałam;) Tyle ze spraw organizacyjnych:D A co do rozdziału, był o wiele spokojniejszy niż poprzednie, ale to dobrze, bo w końcu nie może być w każdym akcja. Fajnie, że dodałaś coś o Chelsea, bo w końcu jest to dość ważna postać, a do tej pory nie było o niej zbyt wiele. Bardzo szybko wybaczyła ukochanemu, ale nie można się dziwić. Skoro oboje się kochają to po co bez sensu przedłużać tę 'separację" :D Dobrze, że chłopak zrozumiał wszystko i naprawił związek nim było za późno. Co do Briana to zaskoczył mnie bardzo tymi różami. Czyżby naprawdę się zmienił i zaczął starać o Mad? No jestem pod wrażeniem! I ten jego spokój przy rozmowie z mamą. Zadziwiające. Ale jakby zaczął się awanturować bądź był niemiły to tylko by pogorszył sytuację i pokazał, że jest gburem. A tak, może zdoła przekonać teściową do siebie.
    I wreszcie wiemy co to za Michael. Nie sądziłam, że będzie związany jakoś z tym nadnaturalnym światem, a tu proszę. Znajomy Connora!
    Świetny rozdział! ;)

    Pozdrawiam! ;*
    I informuję, że u mnie też pojawiła się nowość;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chelsea i Kyle'a łączy mocne uczucie. Choć sa młodzi kochają się i dlatego szybko się pogodzili, ale czy to już koniec zawirowań w ich związku? tego nie mogę obiecać. Braian kocha Madie, nie chce jej stracić. A co do Michaela, to on już się pojawił wcześniej, jak Conor został napadnięty jak poszukiwał Drake'a, więc już wtedy było wiadome,że jest przyjacielem Conora. Dziwne, że tego nie pamiętasz. No trudno, nic nie poradzę,że to ci umknęło :D

      Usuń
  5. Ooo widzę, że ktoś tu postanowił skupić się na prawie wszystkich bohaterach. Bardzo fajnie, fajnie (no może nie muszą być wszyscy na raz, ale i tak mi się podobało) Jedyne zastrzeżenie jakie mam, to to, że w kilku miejscach zaczynasz od "siedziała...". Nie chodzi o samo powtarzanie słowa (w końcu mogli się zgadzać i ustalić, że w tym rozdziale wszyscy będą siedzieć ;3) ale raczej o to, że lepiej byłoby zacząć od osoby "Madie siedziała...". Przynajmniej czytelnik od razu wie o kim mowa. (Fakt, wychodzi z kontekstu, ale tego imienia jakoś mi tak brakuje).
    Rzeczywiście dopracowałaś ten rozdział. Przeczytałam go wczoraj, więc nie powiem, czy były literówki, bądź większe błędy, ale wydaje mi się, że tekst nie miał jakichś wad. Brakowało mi też dobrego końca. Opis przedbalowej gorączki wypadł świetnie, ale miałam wrażenie, że rozdział został nagle urwany. Nie wiem, może to tylko wrażenie.
    Co do postaci... Matko, Braian rzeczywiście się stara. Schodził Stelli z drogi i był niemożliwe miły i uprzejmy. Po tych wszystkich zawirowaniach może w końcu przekona mnie tak na poważnie, że jednak zasługuje na Mad.
    W ogóle skupiłaś się na każdym. Kurcze. Najbardziej cieszę się, że skupiłaś się na Chelsea i Kyle'u. No Lubie ich no. ;D. Dobrze, że chłopak postanowił zawalczyć o własne uczucia i nie okazał się kolejnym dupkiem do kolekcji.
    Ohoho! Co ja widzę. Czyżby Michaelowi wpadła w oko Lily? Może to i dobrze? Przynajmniej nie będzie więcej zaprzątać sobie głowy Drake/m...
    Kurcze naprawdę nie mogę doczekać się tego balu :D
    Życzę duużo weny i oczywiście pozdrawiam :*
    Aha, szablon jest piękny i wszystko w nim działa ;D

    OdpowiedzUsuń
  6. Ok rozważę wskazówkę co do zaczynania od imion postaci :) Masz racje, końcówka, troszkę nie w moim stylu, bo zwykle jest jakimś zaskoczeniem, a tu taki spokój, wygląda jakby czegoś brakowało. Jakoś tak wyszło :D Braian stara się jak może, nie chce tego spartolić kolejny raz :) Chelsea i Kyle, są słodcy, ale niestety będzie między nimi różnie. Sielanka nie może trwać wiecznie, ale jak na ten czas to się pogodzili :D Michael i Lilly... tak ona mu w oko wpadła, nie da się ukryć. A co będzie dalej? Michael się nie poddaje tak szybko, także będzie się działo. Myślę,że was zaskoczę w następnym rozdziale :D Bal oh tak! To będzie bal nad bale :D To miło,że podoba ci się szablon :*

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja nie wiem kochana, jak to się stało, ale zapomniałam skomentować ten rozdział! Wczoraj weszłam do ciebie bo zaniepokoił mnie fakt, że już dawno się tu nic nie pojawiało a jak się okazuje rozdział był, tylko ja o nim zapomniałam! Wybaczysz?
    Bo co do samego rozdziału, to znowu powtórzę, że było mi za słodko między Madison a Braianem. Co poradzę na to, że wolę jak się biją niż miłują? :P Chociaż muszę przyznać, że scena w której przyniósł jej kwiaty była bardzo romantyczna i nawet przypadła mi do gustu :P
    Hahaha! Mam bekę, bo Michael uratował Lilly i prawdopodobnie nawet nie wie, że to ona. Ciekawa jestem co zrobi Conor jak już się dowie, że Lilly Michaela to ich Lilly :P
    No i Stella i jej reakcja na obecność Braiana :D też nie wyrabiałam ze śmiechu :P Ja nie wiem, co by moja mama zrobiła, jakby po powrocie do domu zastała mnie mizdrzącą się na kanapie z dużo starszym chłopakiem, ale Myślę, że na zwykłym pouczeniu by się nie skończyło, a patelnia poszłaby w ruch :P Także zazdroszczę Madison, że ma taką opanowaną i wyrozumiałą matkę, bo mi moja nie dawałaby spokoju przez tydzień :P No i pochwała dla Braiana rzecz jasna za to, że nie dał się sprowokować. Aż się boję myśleć, co mogłoby wyniknąć z dyskusji między nim a Stellą i pewnie najbardziej ucierpiałaby potem Madison i głowa Braiana (Wróć do fragmentu o patelni) :D
    A co do balu, to ja na miejscu Madison trochę obawiałabym się przyprowadzenia starszego chłopaka na bal. Już widzę te wszystkie plotki o nich...Przynajmniej w mojej starej szkole tak od razu by było. Ale nie wnikam, bo to zależy też od tego, czy ktoś ma w zwyczaju się takimi sprawami przejmować, czy to olewa.
    Jeszcze raz przepraszam za takie opóźnienie i mam nadzieję, że to wydarzyło się po raz pierwszy i ostatni :) jakbyś chciała, to również serdecznie zapraszam do siebie, będzie mi miło, jak mnie odwiedzisz :)
    Buziaki! :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie masz za co przepraszać :) A co do Conora i Michaela to wszystko już w następnym rozdziale :)
      Wpadnę na 100% do ciebie, bo muszę nadrobić zaległości.

      Usuń
  8. Witam!
    Rozdział czytany dwa razy pod rząd, żeby wreszcie ogarnęła o co w nim chodzi TA która zazwyczaj nie ogarnia czyli dajmy na to, taka ja na przykład. Nie pamiętam czy powiadamiałam u ciebie o fragmencie rozdziału pierwszego (opowiadanie to same nadal) na NOWYM blogu. Jeśli nie, to robie to teraz i jeśli jesteś chętna to zapraszam. Jezu, to brzmi jak spam - b.p -" Whatever. Jeśli chodzi o wygląd bloga to kiedy pierwszy raz tu weszłam szczerze byłam zachwycona. Teraz już się przyzwyczaiłam i wydaje mi się mdły jakiś. Zastanawiam się gdzie podziało się menu co to wcześniej było, ale najwidoczniej go nie ma -.-" To tyle jeśli chodzi o wygląd strony.

    Co do rozdziału :

    Połowa opisów była według mnie zbędna i śmiało można by było je wykasować. Szczególnie to o tym co Madison robi zanim wstaje z łóżka (słodkie mlaskanie, przeciąganie się i tego typu niepotrzebnie wstawki).
    Ogólnie odnoszę wrażenie, że matka głównej bohaterki istnieje w tym opowiadaniu, tylko po to, żeby robić córce kanapki :'( i w zasadzie jest w całym tym nadnaturalnym uniwersum niepotrzebna. Jakoś nigdy nie widziałam, aby między nią, a jej dzieckiem miała miejsce jakaś dłuższa rozmowa. Nigdy nie widziałam, żeby Madison kiedykolwiek zwierzała się Stelli ze swoich problemów. Wygląda na to, że one nie mają ze sobą jakichś głębszych relacji. Warto to by zdecydowanie poprawić, bo mnie to akurat przeszkadza. Parę powtórzeń typu jedzenie, tosty. Ogólnie strasznych jakichś uwag nie mam. Rozdział całkiem w porządku tylko powinnaś oznaczać jakoś te perspektywy, bo ja się gubię -.- Najpierw perspektywa Madison potem kogoś innego i się połapać nie można.

    Bla, bla, bla.

    Co do rozdziału : Wspominałam już, że powinnaś poprawić relację Madison - Stella. Tyle. Brian znowu wpadł do Madison i ja już serio nie ogarniam tej pary. Ogólnie mam wrażenie, że ten związek to jakby na siłę jest. Zerwali ze sobą okej, zdarza się. U nich też jakieś specyficznej chemii nie ma. To urocze, że Brian dał jej kwiaty o w sumie słodkie nawet, ale ona zaraz potem stwierdziła, że znowu są razem. Eh. Ja ich nie ogarniam! W sumie to rozumiem obawy Stelli o przyszłość jej latorośli z tym chłopakiem. Ja jestem pewna, że znowu długo ze sobą nie nabędą. Taka kolej rzeczy. Amba fatima, było i ni ma. Same rozterki sercowe w tym rozdziale! Kyle i Chelsea (czytam i się zastanawiam kim oni ku*a są, bo ja tego nie wiem) prawdopodobnie ze sobą zerwali, potem się godzili i w ramach tego godzenia się... uprawiali seks? Dobrze zrozumiałam? No tak. Miłość. Madison w tym rozdziale niczym porządna Mary Sue z porządnego opka schodziła na śniadanie. Ja pierdziu, ten najbardziej oklepany motyw jaki tylko może być, to chyba jest kultowy. W każdym opku występuje i sądziłam, że na szczęście u ciebie go zabraknie. Czekam na kolejny rozdział.

    Pozdrawiam,
    Alice Spencer [forever-never-comes]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sadzisz,że niektóre opisy są zbędne? No cóż trudno... ja myślę, że trochę sielanki się przyda przed akcją. Co do relacji Madison z matką, to skoro ona nic nie wie o nadprzyrodzonym świecie to jak córka może zwierzać się jej z takich tajemnic? Przecież był rozdział gdy gadały o jej sprawach sercowych. Gdybym robiła opisy o tym jak Stella opowiada jej o pracy a Madie o szkole, to pewnie znowu byłoby zbyt nudno i okazałoby się,że to niepotrzebne. Co do perspektywy, to u mnie nie ma perspektyw bohaterów. Nie wiem czy wiesz, ale perspektywa jest wtedy gdy bohater przedstawia swój punkt widzenia i opisy są w pierwszej osobie czyli np. Czułam, że coś tam coś tam itd. U mnie narrator jest jakby osobą trzecią i opisuje stany bohaterów, nie ma tu narracji pierwszoosobowej według poszczególnych bohaterów, dziwne,że ci to umknęło.
      Ok zerknę do ciebie wkrótce. Pozdrawiam

      Usuń