piątek, 9 grudnia 2016

Rozdział XXIX część I

WAŻNE INFORMACJE: Po pierwsze przepraszam za długą, kolejną nieobecność. Po drugie nie jestem wszechwiedząca i nie wiem kiedy przeczytaliście dany rozdział. Dały mi o tym znać zaledwie trzy osoby. Kolejna osoba która skomentowała rozdział i zapytała czy będzie kolejny jak dobrze pamiętam skomentowała go chyba po raz pierwszy, jeśli się mylę to przepraszam. Ale jeśli CZYTASZ kimkolwiek jesteś lub kimkolwiek jesteście ( bo nie wiem ilu was jest, czy jedna, czy dwie czy trzy osoby ) PROSZĘ KOMENTUJCIE. Ja nie czerpię z tego żadnej korzyści materialnej, nie biorę udziału w żadnych konkursach czy tam rankingach czy cokolwiek jeszcze tam istnieje, bo nawet nie wiem i tym się zbytnio nie interesuje. 
MI ZALEŻY JEDYNIE NA WASZEJ  OBECNOŚCI I OPINII I DAWANIU ZNAĆ, ŻE JESTEŚCIE, ŻE BĘDZIECIE, ŻE CZYTACIE. 
Dla was nie zajmie to dużo czasu. Mi doda siły i świadomości, że ktoś tu jest. Więc proszę poświęćcie te dwie minuty na ten komentarz. Może być nawet kilka krótkich zdań, kilka słów. Ja chcę wiedzieć ile osób faktycznie to czyta. Nawet jeśli do tej pory nie komentowaliście, byliście tymi cichymi czytelnikami, dajcie znać TERAZ, że jesteście, PROSZĘ.


Rozdział XXIX – Nowa rzeczywistość część I
Choć zdawał sobie sprawę z tego, że nie wszystko może się udać, chciał to zrobić. Popatrzył chwilę na przestraszoną dziewczynę, wijąca się w kącie ze strachu i zimna. Wyjął z kieszeni dużą strzykawkę i igłę. Wbił sobie igłę w żyłę na przegubie ręki. Napełnił krwią całą strzykawkę. Popatrzył na wielkie z przerażenia oczy Lilly.
– Co ty chcesz z tym zrobić?! – krzyknęła pytając.
– A jak myślisz? – Zaczął się do niej zbliżać. – Pamiętasz jak mówiłem, że zrobię Ci coś gorszego niż śmierć. Otóż przemienię Cię w wampira. W coś czego twoi znajomi nienawidzą, w coś co jest ich wrogiem. I będą musieli Cię zabić… samodzielnie. Czy jest coś lepszego niż świadomość, że twoi wrogowie będą musieli zabić jednego ze sowich? – Zaśmiał się głośno.
Serce dziewczyny waliło tak jakby miało wyskoczyć z klatki piersiowej. Nigdy wcześniej nie bała się tak jak teraz. Nie chciała być wampirem. Krwiopijcą, który zabija ludzi dla przyjemności. Wolała już umrzeć.
– Nie zrobisz mi tego!
– A owszem, że zrobię.
Podszedł do niej i walnął ją w twarz na tyle mocno, że straciła przytomność.
– To było konieczne, nie lubię pracować w ciężkich warunkach – powiedział nachylając się nad jej szyją.
Zanurzył kły w jej ciele. Pił z pełną rozkoszą. Smakując każdy łyk, upajał się smakiem ciepłej krwi. Wiedział jednak, że musi być ostrożny. Nie mógł jej zabić. Musiał doprowadzić ją na granicę życia i śmierci, a potem w odpowiednim momencie podać swoją krew. Po kilku minutach czuł jak puls dziewczyny słabnie coraz bardziej. W pewnej chwili zatrzymał się. To był ten moment. Wbił igłę w serce dziewczyny i wstrzyknął swoją krew. Następną część krwi wstrzyknął w jej szyję. Ułożył ją na podłodze. Popatrzył chwilę na blade ciało, które straciło swoje rumieńce. Teraz musiał czekać z nadzieją, że przemiana się uda.

~~~*~~~

Zatrzymali się w bocznej uliczce nieopodal szkoły. Czekali aż wszystkie samochody opuszczą parking. Gdy odjechał ostatni była czwarta nad ranem. Musieli się spieszyć. Wjechali na parking.
– Dobra, ja i Grace wchodzimy do środka. Wy – zwrócił się tu do Madison i Dave’a – czekacie w samochodzie. W razie kłopotów - dzwoń. A ty…możesz coś pomóc swoimi czarami jak zajdzie potrzeba.
Wysiedli z samochodu i szybko pobiegli w kierunku wejścia ewakuacyjnego. Grace oglądała się co chwila nerwowo. Bała się, że przyłapie ich jakiś strażnik. Braian szarpnął za drzwi i jednym pociągnięciem otworzył je.
– Koszt nowego zamka nie jest duży – powiedział patrząc na siostrę.
Weszli do środka. Bezszelestnie przebiegli korytarz na którym było pełno konfetti, serpentyny i balonów – najwidoczniej zabawa przeniosła się też na korytarze szkoły. Znaleźli się koło szafek. Teraz trzeba było tylko znaleźć numer 136 – bo taki miała szafka Lilly. Po chwili Grace już była przy niej. Nie znała jednak szyfru. Popatrzyła na brata, a ten bez chwili zastanowienia uderzył w szafkę pięścią. Drzwiczki odskoczyły.  
– Było to zrobić jeszcze głośniej – syknęła Grace, rozglądając się wokoło.
Braian otworzył szerzej drzwiczki. Zaglądnęli do środka. Zaczął szukać czegoś bardziej osobistego niż książki, których było tam pełno. Znalazł szczotkę, małego pluszowego misia, bransoletkę i kosmetyczkę. Wziął maskotkę i szczotkę. Przymknął szafkę tak aby wyglądała na zamkniętą. Wtem usłyszeli zbliżające się kroki. Był to strażnik, który z latarką przemierzał korytarze. Braian szybko ruszył do przodu, Grace za nim. Schowali się za filar. Strażnik podszedł kilka kroków, oświetlając sobie drogę latarką. Gdy znajdował się obok szafki Lilly ta otworzyła się. Braian skrzywił się w tym momencie. Grace złapała za głowę. Bali się, że zaraz mogą zostać nakryci. Jednak strażnik przymknął drzwiczki i wymruczał pod nosem:
– A to wandale, zamiast się bawić to na szafkach się skupili. – Pokręcił głową i poszedł tam skąd przeszedł.
Braian i Grace odetchnęli z ulgą. Następnie ruszyli do wyjścia.

Madison siedziała z zapartym tchem na przednim siedzeniu auta. Ściskała w ręku komórkę. Czas jakby stał w miejscu, a te kilka minut wydawały się wiecznością.
– Coś długo nie wracają.
– Są tam dopiero pięć minut. – Odezwał się Dave, siedzący na tyle samochodu.
– To i tak długo…Pewnie coś poszło nie tak – powiedziała z niepokojem i wtem poczuła na swoim ramieniu jego dłoń.
– Spokojnie Madie. Wszystko będzie dobrze. Nerwy tu nic nie dadzą.  
Odwróciła wzrok w jego stronę. Jego spojrzenie zawsze ją uspokajało. Te brązowe oczy miały w sobie jakąś łagodzącą moc. Nie wiedziała jak to dokładnie wytłumaczyć, ale to uczucie gdy na niego patrzyła towarzyszyło jej od kiedy go poznała.
Wtem drzwi od strony kierowcy otworzyły się. Był to Braian. Grace po chwili otworzyła tylnie drzwi i wsiadła do auta. 
– Mało brakowało – wysapała dziewczyna – strażnik by nas złapał – dodała.
– Jak to? Widział was? – zapytała Madie.
– Nie widział nas. Nie panikujmy i lepiej wynośmy się stąd – odparł Braian, zapalając silnik.
– Ale macie to co trzeba? – zapytał Dave.
– Tak! – powiedziała uradowana tym faktem Grace i pokazała łupy.
Madison uśmiechnęła się delikatnie. Promyk nadziei, na odnalezienie przyjaciółki, pojawił się w jej sercu.

~~~*~~~

Michael leżał na łóżku. Znużył go sen, po piątym wypitym browarze. Jednak był na tyle płytki, że usłyszał znajomy hałas silnika za oknem motelu. Usiadł na łóżku. Popatrzył na leżące na podłodze butelki piwa. Przeciągnął się i wyszedł z pokoju.
Gdy tylko znalazł się na zewnątrz, oślepił go nieco poranny świt, dlatego też przetarł oczy. Popatrzył przed siebie. Nie mylił się. Był to samochód Jacksona. Jednak kumpla już nie było w aucie. Rozglądnął się na boki i dostrzegł z prawej strony, siedzącego na krześle werandy motelowej, przyjaciela. Wziął głęboki oddech i podszedł do niego. Wiedział, że czeka ich rozmowa, na którą wczorajszej nocy Jackson nie miał ochoty ani nerwów.
Blondyn nerwowo palił papierosa, najwidoczniej złość mu do końca nie minęła.
– Pogadamy? – zapytał Michael.
Jackson zaciągając się głęboko, a następnie wypuszczając dym powiedział: 
– Stary weź ty mi powiedz dlaczego mi teraz o tym mówisz, co? Skoro wtedy nie widziałeś potrzeby aby mi o tym powiedzieć, to po jaką cholerę robisz to teraz?
– Potrzebuję twojej pomocy. Muszę ją odnaleźć. I muszę zabić tego krwiopijcę co ją porwał. A bez ciebie to się nie uda.
– Może gdybyś powiedział mi od razu nie doszłoby do tego wszystkiego, nie sądzisz?
– Wiem, wiem – Przeszedł się w to i z powrotem, wichrząc swoje kruczo czarne włosy – Ale wiem też doskonale, że ty nie idziesz na układy z żadnymi nadprzyrodzonymi stworzeniami. A jak wiesz był tam wilkołak…No i…
– Tak? – zapytał Jackson bo widział, że Michael coś jeszcze przed nim ukrywa. Znał go doskonale i umiał wyczuć kiedy ten coś przed nim zataja.
– Tam oprócz wilkołaka był chłopak, który jest czarodziejem.
Jackson parsknął śmiechem z niedowierzaniem.
– A może jeszcze jakieś dziwadło? Skoro już tak się rozkręcasz…
– E… Ta przyjaciółka, tej dziewczyny na której mi zależy to jest…a właściwie nie wiem sam…ale być może też ma moc, tak jak ten chłopak.
– Nie wytrzymam. To za wiele Michael! W coś ty się wpakował? Od kiedy to przystajesz z takimi, co?
– Conor im pomagał…Ja przypadkiem poznałem Lilly… No i jakoś tak samo wyszło. 
Blondyn zgasił papierosa. Wstał i spojrzał przyjacielowi prosto w oczy. Ich spojrzenia zatrzymały się w jednej linii na kilka chwil.
– Pomogę Ci. Pod jednym warunkiem.
Michael aż bał się zapytać o to co nim jest. Wiedział jednak, że musi się zgodzić bez względu na wszystko.
– Ok, mów jaki to warunek.
– Zabijemy wampira…ale i całą resztę wynaturzeńców.
Michael szerzej otworzył oczy. Na jego twarzy pojawił się grymas. Słowa Jacksona były dla niego kompletnym zaskoczeniem. Spodziewał się bardziej tego, że postawi mu ultimatum „praca bez nich” lub „ znajdziemy dziewczynę, ale z niej zrezygnujesz, bo praca jest ważniejsza”. Nie przemknęło mu przez myśl, że jego przyjaciel zażąda czegoś takiego. Zdążył poznać tych ludzi i nie wyobrażał sobie tego, że teraz ich zabije, choć na początku to sam nie pawał zapałem do współpracy z nimi. Nie mógł się jednak sprzeciwić. Wiedział, że jakikolwiek kompromis nie jest tu możliwy, znał Jacksona bardzo dobrze i wiedział jaki ten ma charakter.
– Dobra. Zgadzam się. Ale musimy ocalić Lilly.
– To masz jak w banku. – Podał mu rękę, dla przypieczętowania postanowienia.

~~~*~~~


Zebrali się wokół stołu w kuchni. Braian nerwowo pocierał podbródek. Madison zaciskała ręce z nadzieją, że zaklęcie zadziała i dowiedzą się gdzie jest Lilly. Grace siedziała przy stole oparta łokciami o blat i wpatrywała się w przedmioty, które zabrali z szafki Lilly. Sharon patrzyła na Dave’a, który stał nieruchomo z zamkniętymi oczami. Wyglądał na bardzo skupionego. Po chwili wziął do ręki pluszowego misia i jeden włos wyjęty ze szczotki. Owinął go wokół misia i zamknął oczy. Wyszeptał coś w niezrozumiałym dla wszystkich języku. Otworzył oczy, a te zaświeciły się na złoty kolor. Po chwili zgasły, a mina Dave’a była tak przerażona, że Madison szybciej zabiło serce. Bała się, że ten zobaczył najgorsze, że Lilly już nie żyje. Z trudem złapała oddech aby zadać pytanie:
– I co? Widziałeś ją? Gdzie jest?
– Jest…jest w jakiejś opuszczonej chacie. W lesie. Dajcie mapę. Szybko!
Sharon wybiegła z kuchni. Braian spojrzał nerwowo na Grace i Madison, która ledwo trzymała się na nogach z przerażenia. Sharon wróciła z mapą. Rozłożyła ją pospiesznie na stole. Wszyscy się nad nią pochylili. Dave położył włos Lilly na mapie i ponownie wyszeptał coś pod nosem, a jego oczy zalśniły złotym kolorem. Włos zaczął się przesuwać i po kilku sekundach ułożył się w kształcie kółka otaczając nazwę.  
– W tym lesie jest Lilly! – wykrzyknął Dave.
– Żyje?
– Nie wiem. Wiem, że tam jest.
– Dobra ale gdzie dokładnie? – zapytał Braian.
– Nie jestem GPS’em. Wiem tylko, że to ten las i jakaś opuszczona chata na polanie.
– To niewiele. Ale znam kogoś kto zna te tereny doskonale – powiedział Braian i ruszył w kierunku drzwi.
– Jadę z tobą! – krzyknęła Madie.
– Wykluczone! Zostajesz. Sharon ty jedziesz ze mną i ty też Dave. Grace pilnuj Madie żeby nie zrobiła nic głupiego.
Madison zmarszczyła brwi. Była zła, że Braian decydował za nią. Czuła się jak małe dziecko, które nie ma nic do powiedzenia.
Sharon ruszyła za Braianem. Dave także, jednak wychodząc z kuchni zatrzymał się w progu i rzucił przez ramię w kierunku dziewczyn:
– Znajdziemy ją. – Przeniósł swój wzrok na Madison. – Będzie dobrze. 
Madison nawet nie siliła się na uśmiech. Nie miała na to zwyczajnie siły. Gdy cała trójka wyszła z domu, Madison ruszyła w kierunku drzwi.
– Gdzie idziesz?
– Do domu. Przebrać się. Jest mi niewygodnie w tej sukience.
– Co powiesz mamie?
– Że bal się skończył, że posiedzieliśmy jeszcze trochę u was. Bo zapewne widziała samochód Braiana na podjeździe.
– Wrócisz zaraz? A może pójść z tobą?
– Nie dzięki. Wrócę. Tylko się przebiorę.
Grace pokiwała głową i lekko się uśmiechnęła. Nie wymagała tego od Madison. Widziała w jakim przyjaciółka jest stanie. Ona nie była w lepszym, jednak chociaż tak chciała dodać jej otuchy.
Madison wyszła z domu Wels’ów. Nie zakładała na siebie płaszcza. Trzymała go w ręku. Zimny wiatr owiał jej ramiona. Potrzebowała tego rześkiego, porannego powietrza. Wzięła kilka głębokich wdechów i weszła do domu. Gdy tylko przekroczyła próg, Stella wybiegła z salonu.
– Madison! Gdzieś ty była? Jest prawie piąta rano!
Uścisnęła córkę i wzięła od niej czarny płaszcz, po czym odwiesiła go na wieszak.
– Mamo wiesz…jakoś tak zeszło. Jak bal się skończył to potem jeszcze posiedzieliśmy u Wels’ów.
– Aha…czyli Lilly też tam była? Bo jej mama do mnie dzwoniła i pytała czy ty już wróciłaś. Powiedziałam jej, że ciebie też jeszcze nie ma i wtedy trochę się uspokoiła.
– Em…tak. Byliśmy wszyscy. – Spuściła wzrok, bo czuła, że do oczu zaczynają jej napływać łzy. – Pójdę się przebrać, nogi mnie już bolą od tych obcasów, a w sukience czuję się dziwnie sztywno po tylu godzinach – Nie podnosząc głowy zdjęła buty i szybko przemieściła się na schody.
Gdy tylko znalazła się w swoim pokoju, zamknęła drzwi, opierając się o nie plecami osunęła się na podłogę. Po chwili usłyszała ciche pukanie.
– Madison… – Zza drzwi dobiegł delikatny głos Stelli – Czy wszystko jest w porządku?
– Wszystko dobrze. Jestem tylko zmęczona – odpowiedziała. 

3 komentarze:

  1. Moja kochana to ja twoja czytelniczka.
    Strasznie sie ciesze ze do nas(do mnie) wrocilas. Co do rozdzialu to jestem pod wrazeniem. Jak zwykle swietny poziom. Muszd powiedziec ze rozdzial trzyma w napieciu i czekam z niecierpliwoscia na kolejne czesci. Zastanawiam sie co z Maddie kiedy jej moc sie przebudzi. To tyle pozdrwiam i zycze weny. Do zobaczenia nastepnym razem. Dziekuje za przypomnienie o kolejnym rozdziale i prosze o kolejne.
    XOXO
    Niezalogowana ale szczesliwa z nowego rozdzialu: Maya Redbird

    OdpowiedzUsuń
  2. Piszę po raz kolejny. Nie poddawaj się masz cudowny talent do pisania. Szczerze mówiąc to strasznie ci go zazdroszczę. Ja nawet nie wiem o czym mam dalej pisać, ale twoje historie są naprawdę cudowne. Jesteś jedyna w swoim rodzaju. Mam nadzieje, że nie usuniesz tego bloga tylko doprowadzisz go do końca.
    Z pozdrowieniami

    XOXO
    Maya Redbird

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedy kolejny rozdział? Viki zamierzasz dalej prowadzić tego bloga? Od grudnia cisza tu jak makiem zasiał, nie ma nawet żadnej notki Czytelnicy chcą wiedzieć jak dalej potoczy się ta historia. Ja chcę wiedzieć, no! Jeśli nie zamierasz dalej pisać, to chociaż napisz jakąs notkę wyjaśniającą, że nie zamierasz tego dalej ciągnąć. Odezwiesz się do nas wreszcie? Prosimy!

    Niezalogowana,
    Alice Spencer.

    OdpowiedzUsuń