niedziela, 1 lutego 2015

Nieuniknione Przeznaczenie: Rozdział XXIII

Info: Witam kochani :) Na początku dziękuję za wszystkie komentarze. A po drugie to przepraszam za wszelkie zaległości na waszych blogach. Obiecuję, że wszystko nadrobię w lutym, bo będę miała wolne. Teraz mam gorący okres, bo to czas sesji, ale powoli już się kończą wszystkie kolokwia i egzaminy, więc będę miała prawie cały wolny miesiąc i wszytko nadrobię :) Także proszę o cierpliwość :) A teraz co do nowego rozdziału. Tak jak obiecałam jest więcej opisów. Mam nadzieję,że wam się spodoba. A więc zapraszam do czytania i zostawiania opinii.
PS: Przepraszam, że pojawił się z poślizgiem czasowym, bo miał pojawić się o godz. 17.40, ale miałam problem z internetem.
*Następny rozdział: 13 lutego lub 16 lutego godz. 21.00 (Przepraszam, że nie podaję dokładnej daty, ale nie chcę rzucać słów na wiatr).

Rozdział XXIII:  Sprzymierzeńcy

Różowe wnętrze pokoju oświetlone było porannym słońcem. Jasno różowe firanki wydawały się białe od blasku promieni. Powiewały lekko trącane podmuchem delikatnego wiatru, który dostawał się do pokoju przez uchylone okno. Okryta prawie po samą szyję, różową pościelą Lilly spała smacznie w swoim łóżku. Otworzyła powoli zaspane powieki i przetarła je palcami. Pomlaskała kilka razy i spojrzała na szafkę nocną stojącą obok łóżka w poszukiwaniu szklanki wody. Tam jej jednak nie znalazła. Zmarszczyła brwi i odkryła kołdrę. Podniosła się i usiadła na łóżku, spuszczając nogi na podłogę. Stopy włożyła w miękkie kapcie i wstała z łóżka. Niepewnym krokiem podążyła w stronę lustra wiszącego nad komodą z ubraniami. Z kuferka na akcesoria do włosów wyjęła brązową gumkę. Zebrała włosy w koński ogon i już miała zakładać na nie gumkę gdy dostrzegła na szyi biały opatrunek. Odetchnęła ciężko i zerwała plaster. Na szyi widniały dwie czerwone ranki. Popatrzyła na nie i delikatnie przejechała po nich palcami, a po chwili się skrzywiła i zagryzła wargi. Zawiązała kucyk i miała już iść w stronę drzwi, gdy nagle one się otworzyły.
- Dzień dobry córeczko - była to jej mama, która w ręku trzymała tacę ze śniadaniem.
- Mamo? A co ty... Śniadanie do łóżka? - zdziwiła się.
- Pomyślałam, że jesteś zmęczona po tym wypadku. Straciłaś sporo krwi - powiedziała zmartwionym głosem i postawiła tacę na łóżku.
- Krwi... A tak - złapała się za głowę - Słabo to pamiętam... ale się przewróciłam - mówiła jakby starała sobie przypomnieć i wychodziło jej to z trudem.
- Upadłaś i skaleczyłaś się o dwa wystające, zardzewiałe gwoździe. Aj... słońce ty moje. Dobrze, że nic Ci się nie stało - podeszła do córki i przytuliła ją.
- Jak... dotarłam tu? Do domu?
- Madison cię przyprowadziła. Powiedziała, że była z tobą w szpitalu, a właściwie to u znajomego lekarza. Dobra z niej dziewczyna.
- A tak... pamiętam jakąś kobietę, która mi oczyszczała ranę - Lilly podeszła do łóżka i podniosła szklankę soku pomarańczowego stojącą na tacy.
- Lilly, a gdzie wy właściwie byłyście, że ty się przewróciłaś? Madison powiedziała tylko, że na przystani. Pojechałyście tak daleko? - zapytała wnikliwie matka.
- Bo... em... no tak. Ja i Madie i...
- Grace? 
- Tak, właśnie tak Grace - usiadła na łóżku i wzięła kanapkę w rękę.
Usłyszały nagle dzwonek do drzwi.
- Pójdę otworzyć - oznajmiła matka.
Gdy tylko wyszła Lilly odetchnęła i poszła w kierunku ubrań z wczorajszego dnia, które leżały na kanapie na drugim końcu pokoju. Sięgnęła do kurtki i wyjęła z jej kieszeni komórkę. Nie było tam żadnych wiadomości.
- Drake czemu nie napisałeś - szepnęła sama do siebie smutnym głosem.
- Lilly! - usłyszała głos matki - Masz gościa.
Lilly odwróciła się i zobaczyła jak matka ustępuje miejsca w przejsciu Madison.
- Zostawię was - oznajmiła i zamknęła drzwi.
- Madie... Hej - Lilly rzuciła telefon na kanapę i poszła w kierunku przyjaciółki. Przytuliła ją mile na powitanie.
- Cześć Lilly! Jak tam? Jak się czujesz?
- Em... dobrze... chyba dobrze.
- Cieszy mnie to. O przeszkodziłam w śniadaniu - zerknęła w stronę łóżka.
- Nie. To nic. A ty nie w szkole? Jest już po ósmej pięć- spojrzała na zegarek stojący na komódce.
- Mam na dziewiątą. Zaraz lecę, ale chciałam wpaść najpierw do ciebie i zobaczyć jak się czujesz.
- Dziękuje, to miło. Ja dziś robię sobie wolne...
- To oczywiste, po wczorajszym - Madison lekko spuściła wzrok.
- No właśnie. Madie jak ja znalazłam się u ciebie? Przecież byłam z... - Lilly urwała
- Wiem, byłaś z Drake'iem.
- Skąd? 
- Bo... on przywiózł ciebie do mnie. Krwawiłaś i zawiozłam cię do lekarza. On stchórzył. Wystraszył się, że będzie odpowiedzialny za to co ci się stało... no wiesz jesteś niepełnoletnia, a on był tam z tobą sam na sam - skończyła mówić i czekała na jej rekację.
Lilly usiadła na łóżku i spuściła ramiona. Wzrok miała utkwiony w podłodze. Madison było przykro tak ją okłamywać, ale to było najlepsze co mogła dla niej zrobić. Choć odczuwała wyrzuty sumienia za to wszystko co się stało Lilly wiedziała, że musi dalej brnąć w kłamstwo, aby ją chronić.
- Teraz rozumiem. Ale, że on do ciebie przyjechał. To dziwne... - stwierdziła Lilly.
- Dlaczego? - zapytała lekko zdenerwowana Madie. Bała się, że dziewczyna może coś zacząć podejrzewać. Nie wiedziała bowiem, co o nich mówił jej Drake.
- Bo widzisz Madison... Ja chciałam powiedzieć Ci o nas od razu, ale Drake się uparł żeby trzymać to w tajemnicy. Mówił, ze go nie lubisz, bo... zainteresował się mną, a nie tobą.
- Co? Lilly nie... ja go... - chciała skłamać, że go lubi, ale nie mogło jej to przejść przez gardło - Mogłaś mi powiedzieć, nie miałabym ci za złe. Uwierz mi - uśmiechnęła się do niej i ukucnęła przy niej - Możesz mi zawsze wszystko mówić. Rozumiesz? Jestem twoją przyjaciółką i twoje dobro jest dla mnie najważniejsze, dlatego choćby nie wiem co, masz mi powiedzieć - wzięła ją za rękę.
- Dziękuję Madie. Dziękuje też, że nie wygadałaś mojej mamie, że nie byłam tam z tobą, tylko z nim. Jesteś cudowna - stwierdziła, a na jej twarzy pojawił się promienny uśmiech.

~~~ * ~~~

Madison wyszła z domu Lilly. Kilka metrów dalej czekała na nią Grace. Razem zaczęły iść w stronę szkoły.
- I jak tam z nią? 
- W miarę dobrze. Jest trochę blada, ale to nic dziwnego. Straciła tak dużo krwi. Bałam się, że może jej coś się stać.
- Masz racje. Nie wyglądało to ciekawie. Dobrze, że mama Dave'a wiedziała co robić i postawiła ją na nogi.
- Tak to prawda - pokiwała głową.
- Madie... - spojrzała na nią - Co teraz? Co dalej?
- Nie mam pojęcia. Ona nadal będzie chciała spotykać się z tym draniem. Jak mam ją chronić nie mówiąc jej o niczym?
Grace poklepała Madison po ramieniu i wolnym krokiem szły dalej naprzód.
Po kilku minutach dotarły pod szkołę. Przy bramie zauważyły Dave'a. Zdziwiły się na jego widok. 
- Hej wam... - przywitał je gdy tylko się zbliżyły.
- Cześć Dave - odpowiedziała Madison, Grace jedynie pomachała do niego ręką.
- I jak? No wiesz...zadziałało? - włożył ręce w kieszeń i rozglądnął się dookoła. Widać było, że był trochę zdenerwowany i niecierpliwie czekał na odpowiedź.
- Zadziałało. Wszystko jest tak jak zaplanowaliśmy. Spisałeś się. Dziękuję - uśmiechnęła się do niego delikatnie.
- Uff... - odetchnął z ulgą - Bałem się, ze mogło nie wyjść. Ona była ledwie przytomna.
- Tak to prawda, jej stan był marny. Ale jest już lepiej i odzyskuje siły.
- To dobrze. Ale... co dalej? - spojrzał badawczo na obie dziewczyny.
Madison spuściła bezradnie wzrok. Grace zrobiła skwaszoną minę i powiedziała:
- Sami nie wiemy. Jak wklepać jej do głowy,że jej ukochany jest zły? Ot... tu dopiero jest problem.
- Hym... Nie mam pojęcia, ale moje zdolności... raczej tu nie pomogą, także nie wiem co możemy zrobić.
- Możemy? - zdziwiła się tą formą Madison.
- No tak... teraz już totalnie jestem wplątany w całą tą historię. I wcale nie chce z tego rezygnować szczególnie, że jesteś w niej ty - spojrzał jej prosto w oczy co spowodowało, że lekko się speszyła i poczuła, że policzki ją zapiekły.
- Em... no wiesz - zaczęła nerwowo - Ze mną to jeszcze nic pewnego, także...
- Ja wiem swoje. Wiem co czułem - uśmiechnął się.
Grace widząc całą sytuację uśmiechnęła się do siebie pod nosem i po chwili chrząknęła.
- No to ten... - zaczęła - Madie idziemy co? Bo się spóźnimy na lekcje.
- A tak. To cześć! - powiedziała Dave'owi i ruszyła do przodu.
Grace poszła w jej ślady. Rzuciła przez ramie na odchodne:
- Widziałam... - puściła do niego oko i zaśmiała się.
Dave stał tam i sam do siebie się uśmiechał. Był trochę zdziwiony, a zarazem speszony spostrzegawczością Grace.
Grace razem z Madison przekroczyły próg szkoły kierując się do klasy chemicznej. Po drodze spotkały Lisę i Chelsea, która miała dziwny wyraz twarzy. Zawsze tryskała radością, a jej szeroki i uwodzicielski uśmiech dodawał jej uroku. Dziś jednak było inaczej. 
- Cześć wam! - przywitała je Madison gdy tylko się do nich zbliżyły. Cieszyła się, że dziewczyny akurat nadeszły, gdyż nie chciała słuchać Grace, która najwidoczniej chciała zacząć mówić o Dave'ie i jego zachowaniu.
- Hej! - przywitała ich Lisa.
- Cześć - ponuro burknęła Chelsea.
- Oho... Brak humoru? - zapytała Grace.
Chelsea zmierzyła ja wzrokiem, widać nie była zadowolona komentarzem koleżanki. Lisa wzruszyła ramionami.
- Idziemy na chemię? - chciała przerwać niezręczną sytuację Madison.
Szły w milczeniu. Chelsea kroczyła nieco za nimi z założonymi rękoma na brzuchu. Jej wzrok był nieobecny. Mina zatroskana. Coś było nie w porządku. To wiedziała już każda z dziewczyn, ale żadna nie znała powodu z jakiego Chelsea jest taka smutna. Sama zawsze chciała wiedzieć wszystko, lubiła zwierzać się z wesołych, ciekawych i szalonych rzeczy, ale najwidoczniej o smutnych wolała nie mówić nic.
Po chwili znalazły się pod klasą. Tam przywitały się z kilkoma osobami i usiadły na pustej ławce pod oknem. Wszystkie chcąc nie chcąc zerkały w stronę Chelsea. Dziewczyna wiedziała dobrze, ze ściąga na siebie oczy przyjaciółek, dłużej nie wytrzymała.
- Ok... powiem wam.
Wszystkie z napięciem zaczęły czekać na wyjaśnienie.
- Mam... problem.
- Jaki? - wtrąciła Grace.
Chelsea przełknęła ślinę i zaczęła pocierać nerwowo dłoń o dłoń.
- Bo... chyba... z Kyle'm to koniec.
- Co? - najbardziej chyba zdziwiła się Lisa.
- Wiem... ale... coś między nami nie gra. On ciągle ostatnio lata na te swoje sesje.
- Ale nigdy ci to nie przeszkadzało - nie mogła uwierzyć w słowa przyjaciółki Lisa.
- Lisa wiem, że to twój brat, ale... Ja mam dość. Zawsze go wspierałam, nawet zawoziłam go na sesje, na pokazy. Wiernie mu kibicowałam, a nawet sama wzięłam w kilku udział, ale on ma coraz mniej wolnego czasu.
- To prawda. Nawet w domu jest rzadko. Prawie tylko tam sypia. Ale Chelsea to nie powód do zerwania!
- Lisa...przestań - szturchnęła ją lekko w bok Madison - Nie widzisz, że to dla niej trudne?
- Dzięki Madie, ty jedna mnie chyba rozumiesz - posłała jej ciepły uśmiech, a jej twarz na chwilę się rozjaśniła.
- Ej... ja też cię rozumiem. Nie warto być w związku z którego jest więcej cierpienia niż zadowolenia - powiedziała Grace i zerknęła też kątem oka na Madison, jakby chciała jej dać do zrozumienia, że nadal nie popiera jej relacji z Braian'em.
- No dobra... Przepraszam - powiedziała Lisa i przytuliła przyjaciółkę.
- Lisa nie musisz przepraszać. Mam tylko pytanie. Czy Kyle nic nie mówił, że się między nami psuje? Nie było widać po nim tego?
- Em... - spuściła wzrok - Wiesz... ostatnio prawie go nie widywałam, ale... nie. Był podekscytowany, że wzięli go do tej kampanii. Ten kontrakt z tą agencją modelingowa wiele dla niego znaczy. Marzył o tym od początku.
Chelsea uśmiechnęła się gorzko. Zapadła cisza, którą przerwał dzwonek.

~~~ * ~~~ 

Otworzył drzwi i wysiadł z terenowego auta. Rozejrzał się wokoło. Okolica była nieciekawa. Szare budynki i zaniedbane chodniki były tylko jednym z elementów powodującym taki nastrój. Prawie na każdym rogu stała grupka mężczyzn, którzy wyglądali na typów spod ciemnej gwiazdy. Wytatuowane ciała, ich stroje i język jakiego używali o tym świadczyło. Przy barach stały jeszcze większe skupowiska. Niektórzy wchodzili inni wychodzili już nietrzeźwi z bluźnierskimi okrzykami na ustach. Conor zamknął auto i ruszył do baru na rogu ulicy. Idąc widział, że zwraca uwagę wszystkich oprychów. Patrzyli na niego, a potem swój wzrok przerzucali na jego auto. W takiej okolicy kradzieże to pewnie nic nowego. Jednak on nie zaprzątał sobie tym głowy. Auto zaparkował dość blisko, a także miało ono alarm, który był specjalnie ulepszony. Co prawda miał tam broń, której nie chciał stracić, ale musiał zaryzykować i wejść do kilku knajp. Chciał wreszcie coś znaleźć, jakiś trop, bo dwudniowe poszukiwania nie przynosiły nadal żadnych efektów. Miał nadzieje, że dziś to się zmieni. Wchodząc do pierwszej speluny poczuł od samych drzwi smród papierosów i wódki. Mężczyźni siedzieli przy barze lub przy stolikach. W drugim końcu rogu zauważył stolik gdzie czwórka facetów grała w pokera. Przy jednym z mężczyzn stała kobieta. Obejmowała go i rozpraszała w grze. Conor zauważył od razu, że zabieg ten jest umyślny, gdyż podpowiadała ona mężczyźnie siedzącemu naprzeciw. Wilson uśmiechnął się do siebie pod nosem, rozbawiło go naiwniactwo i brak uwagi tamtego człowieka. Podszedł do baru i usiadł na krześle. Skinieniem ręki zawołał barmana, który przecierał kufle od piwa i rozmawiał z jakimś człowiekiem, który sączył browar.
- Coś podać? - zapytał barman.
- Tak, whisky poproszę - wiedział, że jest autem, ale pomyślał, że łyk czy dwa alkoholu nie zaburzą jego pracy mózgu.
Po chwili barman postawił przed Conorem szklankę zamówionego trunku i chciał już odejść do swojej pracy lecz ten go zatrzymał.
- Mam pytanie... - na te słowa barman podszedł bliżej i nachylił się nieco w jego kierunku - Czy bywa tu może mężczyzna o imieniu Drake? 
- Ym... nie mam pojęcia, kto to jest. Pracuję tu od niedawna. Nie znam imion bywalców. Może po zdjęciu bym poznał, ale tak przykro mi nie umiem pomóc.
- Zdjęcia nie mam, nie jestem z policji -  zaśmiał się ironicznie i upił łyk alkoholu.
Zawiedziony faktem, że niczego się nie dowiedział, wyjął z portfela banknot i położył na barze. Wychodząc zwrócił uwagę na mężczyznę, który rozmawiał z barmanem. Przykuł on jego uwagę, bo widział, że tamten zerkał na niego spod brwi. Uświadomił sobie, że ten człowiek mógł słyszeć jego rozmowę z barmanem. Być może coś wiedział na temat Drake'a. Conor nie zatrzymał się i opuścił bar. Pomyślał sobie, że zaczeka w aucie na to aż ten opuści lokal. Miał zamiar go śledzić. Wychodząc z knajpy zobaczył, że dwóch facetów kręci się obok jego auta. Podszedł do samochodu szybszym krokiem. 
- Coś nie tak panowie? - zapytał pewnym głosem.
Obaj mężczyźni najwidoczniej byli zdziwieni zuchwalstwem Conora. Zapewne nikt dotąd nie mówił do nich w tak pewny sposób. Jeden z nich podszedł bliżej łowcy i obszedł go dookoła. Był dość wysoki i umięśniony. Głowę miał ogoloną na łyso, a z tyłu niej miał tatuaż. 
- Fajna bryka. Szkoda byłoby gdyby jej coś się stało. Albo... by zniknęła - powiedział patrząc na Conora, a następnie na swojego towarzysza, który zaśmiał się i oparł o auto. 
- Tak... to prawda. Ale nic się nie stanie. Bo właśnie przyszedłem i bym na to nie pozwolił. 
- Nie bądź taki pewny kolego - powiedział ten drugi i podszedł bliżej.  Był czarnoskóry, na głowie miał kaptur. Jego białe zęby i białka oczu kontrastowały z ciemnym kolorem skóry.
- Panowie nie szukam problemów. Po prostu chcę odjechać.
- Przyjeżdżając tu znalazłeś problem kochaniutki. A teraz - łysy wyjął nóż z kieszeni i otworzył go - Oddaj kluczyki, bo nie chcę wyłamywać zamka w tak pięknej bryce.
Drugi meżczyzna nałożył kastet na rękę i śmiał się szyderczo. Conor odszedł dwa kroki w tył. 
- No piękniutki dawaj kluczyki. Chyba nie chcesz żebyśmy pokiereszowali ci taką śliczną buźkę - czarnoskóry zrobił krok w jego kierunku poprawiając kastet na dłoni.

Conor wiedział, że ma kłopoty. Mieli przewagę i broń. A z tyłu, kilka metrów dalej stała trzyosobowa grupka mężczyzn, która najwidoczniej była w zmowie z tymi dwoma i tylko czekała na instrukcje. Wilson był zły na siebie, ze nie wziął ze sobą jakiegoś noża lub innej broni, wszystko miał w bagażniku samochodu, jednak wiedział, że nie ma szans aby tam się dostać. Dwaj bandyci zbliżali się do niego. Czarny chciał zajść go od tyłu jednak Conor na to nie pozwolił. Zaczął zagradzać drogę przeciwnikowi i ten zrezygnował. Stali naprzeciw niego. Jeden zaczął wymachiwać nożem w jego kierunku, jednak to czarnoskóry ruszył do przodu. Wymierzył cios pięścią z kastetem w Conora, jednak ten zrobił unik. Wkurzony tym faktem napastnik zaczął natarczywie atakować łowcę. Ten odpierał jego ciosy, jednak jeden dotarł do niego. Bandyta trafił go pięścią pod żebrami z lewej strony. Prawy sierpowy zabolał Conora na tyle mocno, że zgiął się z bólu jednak tylko na chwilę. Wymierzył w kierunku napastnika cios w twarz, który spowodował krwawienie z nosa bandyty. Następnie kopnął go z półobrotu w kolana, a temu ugięły się nogi i ukląkł na ziemi kuląc się z bólu. Drugi napastnik ruszył w kierunku Wilsona. Machał mu przed oczami nożem, który był dość spory i miał zębate otrze. Conor chciał wyrwać nóż łysemu jednak ten go ranił w rękę. Syknął z bólu. Cofnał się do tyłu łapiąc się drugą dłonią za zranione miejsce. Krew wypływała mu spod palców. Choć uciskał ranę, ta krwawiła mocno. Rozcięcie skóry było głębokie. Wiedział jednak, że musi walczyć. Napastnik nie dawał za wygraną. Z triumfalnym uśmiechem szedł w kierunku rannego.
- Po co ci to było chłopczyku! - warknął donośnie.
Conor oddychał ciężko. Zerknął w kierunku grupki trzyosobowej stojącej niedaleko. Dopingowali oni swojego kolegę z szyderczymi uśmiechami na twarzy. Nie miał nawet po co uciekać. Chciał cofnąć się do baru, ale był pewien, że tamci zagrodzą mu drogę. Sytuacja była beznadziejna. Musiał iść na jedno. Zebrał siły i ruszył naprzód. Złapał za rękę napastnika i wykręcił mu nadgarstek. Nóż wypadł z ręki oprycha. Conor zaczął dusić zbira, zaciskając mu gilotynę na szyi. Jednak w pewnej chwili poczuł tępy ból w okolicach karku. To drugi z napastników uderzył go z dwóch pięści w tył głowy. Conor osunął się na ziemię. Był zamroczony. Przed oczami miał zamglony obraz. Powieki były tak ciężkie, że oczy miał już prawie zamknięte. Zdołał jednak dostrzec, że łysy złapał już dech i szedł do niego z nożem w ręku. Nie miał siły wstać, ani nawet bronić się na parterze. Zobaczył jak nóż unosi się nad nim, a po chwili ręka napastnika mknie w kierunku jego ciała. "To już po mnie" - pomyślał widząc ostrze przed oczami. W jednej chwili zauważył, że coś zatrzymało bandytę. Jego ręka zastygła kilka centymetrów przed klatką piersiową Conora. Otworzył usta w niemym okrzyku bólu i upadł na leżącego łowcę. Wilson był w szoku. Nie wiedział co się stało. Spojrzał na plecy napastnika i zobaczył, że wystaje z nich czarna strzała. Otworzył usta ze zdziwienia. Zerknął w lewa stronę i zobaczył jak czarnoskóry oniemiał, a po chwili zawołał trzyosobową grupkę mężczyzn, która od początku przyglądała się zdarzeniu. Conor spojrzał na prawo i z dala zobaczył dwie sylwetki mężczyzn. Jeden z nich trzymał w ręku kuszę. Szli pewnym krokiem w jego kierunku. Jego wzrok nadal był słaby i nie mógł dostrzec ich twarzy.
- Zabili go! - krzyczał murzyn do reszty.
Conor ostatkiem sił zepchnął ciało łysego z własnej osoby. Nie próbował wstać na nogi, bo nadal kręciło mu się w głowie. Chciał usiąść, ale i to wychodziło mu z trudem. Trzyosobowa grupka mężczyzn dotarła do ciemnoskórego. Mieli kije bejsbolowe i noże. Gotowali się do walki. Na ich twarzach można było dostrzec jedynie wściekłość. Conor skierował swój wzrok w kierunku dwóch mężczyzn którzy ocalili jego życie. Byli już tak blisko, że widział kim są.
- Niemożliwe... - szepnął pod nosem, a kącik jego ust uniósł się delikatnie ku górze.
Jeden z mężczyzn był brunetem drugi blondynem. Obaj byli ubrani na czarno i mieli skórzane kurtki. Brunet z kuszą uśmiechał się kpiarsko. Blondyn miał poważną minę, w ręku trzymał pistolet. Stali już obok Conora.
- Witaj stary druhu - przywitał łowce czarnowłosy i zaczął mierzyć z kuszy do bandziorów, którzy stali kilka kroków dalej.
Conor jedynie uśmiechnął się szeroko. Wstał przy pomocy blondyna, który wyciągnął w jego kierunku rękę.
- A wy co? Kłopotów szukacie? Aj... nie ładnie bić mojego kolegę. Robię się wtedy... zły - stwierdził ciemnowłosy i przymrużył oczy, a następnie obnażył białe zęby w szyderczym uśmiechu.
- To wy szukacie kłopotów! - rzucił czarnoskóry w kierunku trójki i chciał już ruszać ze swoją paczką do przodu jednak po dwóch krokach już się zatrzymali.
Blondyn stojący nieopodal Conora uniósł rękę w której trzymał broń. Mierzył pistoletem w kierunku przeciwników.
- Nie radzę... Zastrzelenie was zajmie mi parę sekund, wątpię czy któryś dotrze do nas żywy. Wasz wybór - wzruszył ramieniem.
- Blefujesz! - krzyknął jeden z oprychów.
- Myślisz? Mały masz dowód przed sobą? Mój kolega zabił twojego strzelając do niego z kuszy. Myślisz, że ja mam mniej odwagi i was nie zabiję? Jedne trup w to a w tamtą, nie robi nam różnicy. A w tej dzielnicy to normalne więc nawet jakiegoś szczególnego dochodzenia by nie było.
- Otóż to - przytaknął czarnowłosy.
Czarnoskórego i jego koleżków obleciał strach. Widać było to po ich speszonych minach i po zrobieniu kilku kroków w tył.
- Pożałujecie tego! - rzucili i wycofali się powoli. Wszyscy skierowali się do samochodu, który stał kilka metrów dalej. Odjechali z piskiem opon i przez otwarte okna pokazali w kierunku trójki środkowe palce, a także splunęli z pogardą.
- Dziecinada - skomentował blondyn i schował broń do kabury.
- Nie wierzę... - zaczął Conor - Skąd wy tu się wzięliście?
- Masz szczęście kolego. Byliśmy w pobliżu. A konkretnie zawiadomił nas nasz informator, który powiedział że jakiś gość szukał informacji o Drake'u. 
- Facet z baru? 
- Tak. Zauważyłeś?
- Raczej - zaśmiał się Conor, a to widać sprawiło mu ból bo skrzywił się i złapał za brzuch.
- Dobra Conor, po co szukasz tego wampira? - zapytał jasnowłosy
- Jackson chyba to pytanie nie na miejscu. Jestem łowcą, z reszta tak jak wy. Zawsze szukamy ich po to żeby zabić.
- Chytra odpowiedź. Ale wiesz o tym, że my wiemy, że z tego jakby zrezygnowałeś.
- Oj tam... zrezygnował czy nie. Ważne, że do tego wrócił - wtrącił wesoło czarnowłosy.
- Dzięki Michael. Zawsze można liczyć na twój optymizm.
- Do usług.
- Nie chcesz. Nie mów. Ja wiem swoje. Ot tak po prostu byś nie zaczął go szukać. Musiało coś się stać. Ale to twoja sprawa - blondyn ruszył w kierunku baru. 
Gdy tylko odszedł Michael zwrócił się do Conora.
- Nie przejmuj się nim. Ten typ tak ma. Nie jest za uroczy, nie to co ja - zaśmiał się.
- Dzięki. Bez was już bym zginął.
- Stary nie musisz dziękować, to normalne, że sobie pomagamy. Pamiętasz jak kiedyś ty uratowałeś mnie przed tamtym krwiopijcą? Zabiłeś go w ostatniej chwili. Gdyby nie ty rozerwałby mnie na strzępy.
- Pamiętam - gorzko przyznał Conor.
- Brakowało mi ciebie. Nasza trójka była niezawodna. Choć krótko z nami działałeś, polubiłem cię.
- Dzięki. Równy z ciebie gość - klepnął go po ramieniu.
- Oczywiście - wywrócił wesoło oczami - A teraz wesprzyj się na koleżeńskim ramieniu i ruszamy do wozu. Odwiozę cie do domu
- Ok. Dzięki. W takim stanie nie dałbym rady prowadzić. 
Conor wsparł się na ramieniu kolegi. Razem powoli ruszyli do przodu. Gdy dotarli już do auta, Conor wsiadł z trudem do samochodu. Nie zapinał pasów, bo wszystko go bolało. Michael usiadł za kierownicę. Ruszyli. Kolega widział, że Conor jest w nie najlepszym stanie. Rana na ręce krwawiła niemiłosiernie.
- Trzymaj się stary. Zaraz będziesz w domu - spojrzał w kierunku przyjaciela, który powoli odpływał z bólu.

~~~*~~~


Madison razem z matką jadły piątkowy obiad. Dziewczyna brała do ust kawałek ryby, gdy nagle zadzwonił dzwonek. Obie zmarszczyły brwi. Żadna nie spodziewała się gościa. Madie podniosła się z krzesła i poszła otworzyć. Gdy otworzyła drzwi jej oczom ukazała się sylwetka Dave'a.
- Hej! - przywitał ją radośnie.
- Cześć, co ty tutaj...robisz?
- Wiem, przepraszam, że wpadam niezapowiedzianie. Ale ostatnio widzieliśmy się w środę przed twoją szkołą  i chciałem cię odwiedzić i dowiedzieć się czegoś nowego, no wiesz... - skinął głową w kierunku domu Lilly.
- Wejdź, pogadamy.
Wszedł do środka. Dziewczyna zamknęła za nim drzrwi. Oboje poszli w stronę kuchni.
- Mamo, mamy gościa. To Dave, pamiętasz?
- Ah tak...
- Dzień dobry Pani - przywitał się i stał niepewnie w progu kuchni.
- Dzień dobry. Może zjesz z nami obiad? Jeszcze zostało tle,że spokojnie wystarczy dla jednej osoby.
- Nie dziękuję. Jadłem już w domu.
- To chociaż usiądź z nami. Soku? - zapytała Stella i wstała po szklankę.
- Tak dziękuję.
Usiadł obok Madison. I wziął do ręki szklankę soku, podaną przez Stellę. Madison dziobała rybę. Stella najwidoczniej to zauważyła i chrząknęła w stronę córki. Madie zrozumiała intencje matki, jednak czuła się nieco skrępowana obecnością Dave'a i jedzenie jej nie szło. Pamiętała to co on powiedział wtedy przed szkołą. Było jej głupio, a na dodatek czuła,że teraz się w nią wpatruje. Wzięła dwa duże kawałki ryby, zagryzła to ziemniakami i surówką, napiła się soku i wstała od stołu.
- Już skończyłam. Możemy iść pogadać.
- Dobrze - zgodził się i uśmiechnął się do Stelli wstając od stołu. 
Madison ruszyła przodem. Za parę chwil byli w jej pokoju. Madison usiadła na krześle przy biurku. Dave także wziął taboret i usiadł naprzeciw niej.
- No dobra, co chcesz wiedzieć?
- Em... no - zawahał się i spojrzał na jej biurko - Czytasz moją księgę? Bo jej nie widzę?
- Księgę mam schowaną. Oddam ci ją. Chwilka.
- Nie musisz dzisiaj... mogę wpaść innym razem.
- To nie będzie konieczne - Madison wstała i poszła w kierunku szafki z książkami. Wyjęła księgę i podała chłopakowi, po czym wróciła na swoje miejsce.
- Jeśli chodzi o Lilly, to dowiedziałam ją wczoraj wieczorem,ale tylko na chwilkę. U niej wszystko w porządku. Rany na szyi powoli się zabliźniają. Nic nie pamięta, to najważniejsze.
- To dobrze. Byłoby cienko gdyby moje zaklęcie się nie udało.
- Taa... Racja - Madison nerwowo się rozglądnęła po pokoju. Była nieco skrępowana obecnością chłopaka.
Dave też był chyba nieco speszony. Patrzył na nią, a gdy tylko ona patrzyła w jego stronę, odwracał wzrok. Po chwili wstał z miejsca.
- Pójdę już. Widzę, że moja obecność... Nie jest ci na rękę - stwierdził nieco zasmucony.
- Nie Dave... - podeszła do niego - To nie o to chodzi. Po prostu nie wiem co o tobie myśleć. Dziwnie się zachowujesz. Twoje słowa o mnie wtedy przed szkołą... to było niezręczne dla mnie. Ja nie wiem czy jestem czarownicą - ostatnie słowo powiedziała na tyle cicho,że sama je ledwie słyszała.
Chłopak spuścił wzrok. Podszedł do niej o krok bliżej i spojrzał jej w oczy. Jego spojrzenie było tak łagodne, tak pełne spokoju, że hipnotyzowało.
- Nie oszukuję. Wiem co czułem i wiem, że to coś wyjątkowego. Nie jesteś zwyczajna Madie. Uwierz mi - uśmiechnął się delikatnie.
- Ok rozumiem. Ale nie możemy być tego pewni, więc zostawmy to i skupmy się na teraźniejszych problemach. - spuściła wzrok i odeszła kawałek od chłopaka -  Lilly jest teraz najważniejsza - zaczęła po chwili -  Drake nie może się dowiedzieć, że ona nie pamięta tego co się stało. Zapewne by chciał znów ją omamić.
- To pewne. Ale wątpię czy się pojawi. Jest spalony, bynajmniej tak myśli. Boi się, że ona zna jego tajemnicę. To pogrąża jego jeszcze bardziej niż was - podszedł do biurka i odłożył księgę. Usiadł na brzeg biurka i patrzył na Madie swoimi brązowymi prawie czarnymi oczami.
- Masz rację. Musimy ją chronić mimo wszytko. Ona nie może się z nim skontaktować. 
- Skąd wiesz, że już tego nie zrobiła?
- Em... sprawdziłam jej telefon wczoraj jak wyszła do łazienki. Nie dzwoniła do niego, ani on do niej. Smsa też nie napisała, więc jest dobrze. Myśle, że jest zła na niego, że no wiesz... niby stchórzył i ją zostawił mi, żebym się nią zajęła, po tym jak niby się skaleczyła - zrobiła cudzysłów ruchem palców.
- Nie ładnie - zaśmiał się - Ale w szczytnym celu. Musisz bywać z nią częściej. Musimy jej wbić do głowy, że ten typ ją skrzywdzi i nie jest jej wart. 
- Ale jak? 
- Może byłoby najlepiej... gdyby... - Dave zastanawiał się chwilę.
- No mów, bo nie wytrzymam 
- Hym.... może gdyby ktoś inny się jej spodobał to...
- To by zapomniała o Drake'u - dokończyła za niego z chytrym uśmiechem na ustach.

_________________________________________________________________
I jak podoba wam się ten rozdział? A jak oceniacie nowe postacie? Przypadły wam do gustu? 
PS: Przepraszam za brak scen Madie i Braiana, ale takie rozdziały też muszą się pojawiać obiecuję, że w następnych będzie ich za to bardzo dużo :*

26 komentarzy:

  1. Matko boska. Rozdział był cudowny. Lubię razem Madi i Brian, ale myślę, że Dave czuję do Madi, a ona do niego. Szkoda mi Chelsey, nie mogę uwierzyć, że Kyle tak ja potraktował. Boje się, że może on ją zdradza
    zdradza. Czekam na kolejny rozdział. Mam nadzieję, że niedługo Madi użyje swojej mocy. Rozdział cudowny. Życzę weny i kolejnych niesamowitych rozdziałów.
    Niezalogowana: Maya Redbird

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję :) A jeśli chodzi o Dave'a to masz racje, coś w tym jest,ale nie mogę więcej zdradzic :)

      Usuń
  2. Teraz każdy ma zaległości u swoich znajomych blogerów, także to nie nowość dla mnie, że ktoś nie ma czasu, bo tutaj jest sesja, tu praca, tu różne obowiązki i ja to rozumiem doskonale, więc nie ma za co przepraszać. Życie to się nazywa, a człowiek internetem nie może ciągle żyć. ;]

    Cieszę się, że postać Conora, z początku epizodyczna pojawia się częściej w akcji i jest on obecny w wydarzeniach, bo jak wiadomo po kryjomu się w nim kocham, ale to tajemnica :}
    Lubię nowe postacie i brutalne sceny także ja jestem zadowolona i czekam na ciąg dalszy bo zapowiada się ciekawie.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za zrozumienie :) Tak to prawda Conor pojawia się coraz częściej, jakże mogło być inaczej, przecież został postacią drugoplanową :)

      Usuń
  3. Super rozdzial !! :D Tylko szkoda zejest tak malo Maddie i Braiana ;((

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdaję sobie z tego sprawę, że nie ma w nim M i B, ale takie rozdziały też będą się pojawiać :) Z góry przepraszam, bo widzę, że im kibicujesz :)

      Usuń
  4. Ja uważam, że to dobrze, że nie dodałaś scen Briana i Madison. Nawet ulubiony wątek może się znudzić jeśli jest wałkowany w kółko i bez przerwy, dlatego myślę, że dobrze zrobiłaś nie dając wzmianki od nich. To tylko podsyciło apetyt na nastepny rozdział:D

    Czy ja mam wrażenie, czy cały ten Dave zarywa do Madison, aż mu się uszy trzęsą?;D Spodobała mu się i tego jestem pewna, natomiast ona najwidoczniej nie jest zainteresowana. Każda jego próba napotyka opór z jej strony i to mnie cieszy. Aczkolwiek mam cichą nadzieję, że dzięki temu zachowaniu Brian zacznie być o nią zazdrosny. W końcu co może podziałać na niego lepiej od świadomości, że ma konkurenta? To były dobry zapalnik by wreszcie zaczął działać! ;D

    Podoba mi się też wątek Conora, to szukanie informacji, a potem bójka. Świetnie opisałaś scenę walki i poczułam niemałe emocje, za co dziękuję. Ciekawa jestem czy dowie się czegoś więcej i czy będzie ostrożniejszy. Może następnym razem przewidzi, że sprowadza na siebie niebezpieczeństwo i trzeba uważac. Dobrze, że Lily wierzy Madison i mam nadzieję, że nie będzie już chciała gadać z "tchórzem" Drake. Swoją drogą, ciekawe gdzie on się ukrywa...

    Pozdrawiam!:*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też myślę, że zbyt powtarzany watek może znudzić, dlatego daję przerwy. A co do Dave'a, to powiem tyle... jesteś na dobrym tropie :D Miło mi, ze podobał ci się opis sceny walki :)

      Usuń
  5. LUBIE TO ! :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Hejo, hej!

    Dziś skończyłam już trzy ostatnie rozdziały, które mi pozostały i jestem strasznie przybita. Eh... I znów to czekanie. To jedna z tych rzeczy jakich nienawidzę w blogach. Czekanie. Ta, teraz już wiadomo, że jestem tą niecierpliwą x)
    Bardzo dobrze mi się czytało, masz lekki styl. Zauważyłam kilka literówek, ale każdemu się zdarza ;p

    Polubiłam Madie jako bohaterkę, acz nie skłamię przyznając iż wolą bohaterki z charakterkiem. Moim najulubieńszym męskim bohaterem jest chyba Conor (łowca - wiadomo ;p), a w następnej kolejności Dave - jest taki kochany i słodki. Zupełne przeciwieństwo Braiana, którego na początku uwielbiałam za tajemniczość i groźne spojrzenie, ale gdy tak źle zachował się w stosunku do Madison to go znielubiłam i jeszcze jestem obrażona.
    Moje zdziwienie... Conor-łowca nie nosi przy sobie broni? Kurdem, znalazłam się w alter rzeczywistości. Aaa... Gdzie ci porządni łowcy, gdy ich trzeba? Ale starzy kumple przyszli z odsieczą!
    Dobra, ode mnie tyle. Nie lubię się rozpisywać jak zauważyłaś xD

    Pozdrawiam, Jessabelle :*
    Peesik: Jeśli miałabyś chęci to zapraszam też do siebie: http://virdenis-blood-brothers.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Witam nową czytelniczkę :) Miło mi, że nadrobiłaś wszystkie rozdziały, dziękuję ci za to bardzo :) Fajnie, że znalazłaś sobie ulubieńców wśród bohaterów :) A co do Conora, to wiesz on bron ma przystosowaną bardziej do wampirów, chociaż noże też wozi ze sobą, no ale jakoś wtedy nie wyjął arsenału z bagażnika i się w niego nie zaopatrzył :D
      PS; zaglądnę do ciebie :)

      Usuń
  7. Biedna nasza Lily. Dziury w pamięci, niebezpieczne akcje i gwoździe. Wypadki zdarzają się każdemu, ale to by musiało być naprawdę niefortunne wydarzenie. Nie dziwię się Madie, że troszczy się o przyjaciółkę. Ostatnio wiele się wokół niej dzieje. Ciekawa jestem, czy Drake da sobie spokój z Lily, czy wymyśli kolejny przekręt.
    Ja także jestem zdania, że kiedy chodzi o najbliższych, czasem trzeba skłamać. Lepiej aby byli bezpieczni niż wplątani w jakąś pokrętną grę.
    Ooo! Współczuję Chelsea! A wydawało się, że jest z Kyle'm taka szczęśliwa. Aż się przykro robi. Zawsze taka radosna, wesoła, a tu nagle taki kontrast do jej osobowości. Chyba każdy rozumie jak to jest z tym zakochaniem. :/ Mam nadzieję, że wyjdą na prostą.
    Conor w coś ty się wpakował? Tak w ogóle to bardzo się cieszę, że po poprzedniej akcji nie zepchnęłaś go na dalszy plan, ale nawet dodałaś jego własną sytuację!
    Opis walki był niesamowity! Dostarczyłaś mi tylu emocji! Tak bardzo się o niego bałam, choć byłam pewna że wygra! Kiedy tylko zaczął dostawać przestraszyłam się na dobre! A wszystko o samochód! Okropni byli ci złodzieje! Na szczęście pojawili się inni łowcy! Ciężko mi na razie o nich powiedzieć coś konkretnego, ale myślę, że na dłuższą metę się z nimi zaprzyjaźnię. ;)
    Chwila, chwila... Czy ja tu dobrze zwęszyłam, że Dave czuję do Madie miętę? Było tak niezręcznie. Odniosłam wrażenie, że coś jest na rzeczy. I wiesz co? Mnie się to podoba. To co, że wszyscy chcą dla Madison Braiana. Ja myślę, że spokojnie można dać inne rozwiązanie ;)
    Pomysł, żeby Lily skupiła się na kimś innym jest bardzo dobry. Tylko... Jak oni chcą tego dokonać? Czyżby jakaś magia? Trzymam kciuki, że się uda. ;)
    Czekam na kolejny odcinek, życzę wodospadu weny i oczywiście pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak to prawda Lilly dużo przeszła, ale kto powiedział, że życie jest łatwe.Bywa i tak czasami jeżeli się jest nierozważnym, choć ona wpadła w pułapkę, aczkolwiek trochę z własnej winy bo jest nieco naiwna. Jeśli chodzi o Chelsea i Kyle'a to ich związek jest na granicy i .... aj nie będę zdradzać co dalej, sama się już wkrótce przekonasz ;) Cieszę sie, ze podobał ci się opis walki :)

      Usuń
  8. Za wszelkie błędy z góry przepraszam, ale piszę z telefonu. I tak, wiem że jestem cholernie spóźniona, ale jak zwykle mam masę roboty na głowie. Wybaczysz? :-)
    Zacznę od tej bójki Connora z tymi oprychami, bo zapomnę. Bardzo mi się podobało jak ją opisałaś. Wszystko można było sobie dokładnie wyobrazić. No i pojawili się jego znajomi (Iaaaaan!!!) których od razu polubiłam. Mam nadzieję, że będą pojawiać się częściej, no nie? Swoją drogą to uważam, że Connor postąpił bardzo nierozsądnie, zostawiając samochód w takim miejscu. Mógł zostawić go gdzieś indziej i trochę się przejść. A tak się chłopakowi oberwało niepotrzebnie. Szczęście w nieszczęściu że jego kumple byli w pobliżu.
    Czytałam trochę powyższe komentarze i zgadzam się z Radą. Jeśli pisałabyś ciągle o związku Madison i Braina, to w końcu wszystkim by się to przejadło. A tak z utęsknieniem czekamy na coś z ich udziałem.
    I Dave się pojawił! Lubię tę postać, ale wolałabym żeby nic nie było między nim a Madi. No i mogłoby być nie ciekawie, gdyby Brain się dowiedział :-P ale czy się mylę, czy oni kombinują spiknąć go z Lilly? To mogłoby być ciekawe, ale wolałabym żeby tego nie robili. Dziewczyna już raz została wykorzystana, nie chciałabym, żeby to się powtórzyło.
    Jeszcze raz przepraszam że tak późno i dziękuję bardzo za komentarze u mnie. Nawet nie wiesz, jak miło mi się je czyta :-D
    Całusy :-*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że ucieszył cie widok Iana haha też uwielbiam tego aktora, drugiego łowce, a właściwie tego aktora też lubię,ale pewnie mało osób go zna :) A co do Dave'a i Madie to... nie mogę zdradzic jak to między nimi będzie, ale ich historia była zaplanowana już od pierwszego rozdziału także....sami sie przekonacie :) Mogę obiecać, że Dave nie będzie z Lilly o nie! :D

      Usuń
  9. Za wszelkie błędy z góry przepraszam, ale piszę z telefonu. I tak, wiem że jestem cholernie spóźniona, ale jak zwykle mam masę roboty na głowie. Wybaczysz? :-)
    Zacznę od tej bójki Connora z tymi oprychami, bo zapomnę. Bardzo mi się podobało jak ją opisałaś. Wszystko można było sobie dokładnie wyobrazić. No i pojawili się jego znajomi (Iaaaaan!!!) których od razu polubiłam. Mam nadzieję, że będą pojawiać się częściej, no nie? Swoją drogą to uważam, że Connor postąpił bardzo nierozsądnie, zostawiając samochód w takim miejscu. Mógł zostawić go gdzieś indziej i trochę się przejść. A tak się chłopakowi oberwało niepotrzebnie. Szczęście w nieszczęściu że jego kumple byli w pobliżu.
    Czytałam trochę powyższe komentarze i zgadzam się z Radą. Jeśli pisałabyś ciągle o związku Madison i Braina, to w końcu wszystkim by się to przejadło. A tak z utęsknieniem czekamy na coś z ich udziałem.
    I Dave się pojawił! Lubię tę postać, ale wolałabym żeby nic nie było między nim a Madi. No i mogłoby być nie ciekawie, gdyby Brain się dowiedział :-P ale czy się mylę, czy oni kombinują spiknąć go z Lilly? To mogłoby być ciekawe, ale wolałabym żeby tego nie robili. Dziewczyna już raz została wykorzystana, nie chciałabym, żeby to się powtórzyło.
    Jeszcze raz przepraszam że tak późno i dziękuję bardzo za komentarze u mnie. Nawet nie wiesz, jak miło mi się je czyta :-D
    Całusy :-*

    OdpowiedzUsuń
  10. Fajny rozdzial, bardzo mi sie podoba :) tylko ze za malo jest Braiana i Maddie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W następnym rozdziale będzie więcej Braiana i Madie ;)

      Usuń
  11. Super !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

    OdpowiedzUsuń
  12. kiedy dodasz rozdzial ??? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na dziś nie jest gotowy, a wiec pojawi się w tym drugim terminie, który też podałam w info, czyli 16 :)

      Usuń
  13. o ktorej godz. dodasz rozdzial ??

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O 21.00 tak jak jest napisane na górze w Info :) Muszę jeszcze dopracować końcówkę i poprawić błędy. Mam nadzieję, że nie będzie opóźnienia :)

      Usuń
  14. Witam!
    Twój blog zupełnie wyleciał mi z głowy i prawie o nim zapomniałam, ale jestem i nadrabiam zaległości, czego wcale nie robię, albo rzadko mi się to zdarza.
    W poprzednim rozdziale podobała mi się akcja z Drakiem i Lilly oraz to, że ją ugryzł, ale to, że reszta nie zrobiła praktycznie nic żeby go dogonić, chociaż mieli doświadczonego łowce, a przynajmniej faceta, który deklaruje polowania na wampiry, właściwie nie zrobili nic. Po prostu pozwolili mu uciec. Nie skomentowałam tamtego rozdziału, bo gdybym miała to zrobić, musiałabym kląć długo, a soczyście. Dlatego zabieram się za ten.
    Dobrze, że Lilly nic nie jest i cieszę się, że powoli wraca do zdrowia. Dobrym pomysłem było też wymazanie wspomnień, chociaż zdziwiłam się kiedy wspomniała o tym, że Drake do niej nie zadzwonił. Coś czuję, że po wczorajszym jeszcze długo do niej nie zadzwoni, ale jednocześnie sobie nie odpuści i będzie chciał ją wykończyć. To jest niemal pewne dlatego mam nadzieję, że reszta nie dopuści do takich schrzanionych akcji jak w poprzednim rozdziale. Oby teraz Lilly nie wpadła na żadne gwoździe. Przy okazji tych gwoździ to przypomniała mi się scena z pod osłoną nocy, kiedy beth mówi swojemu chłopakowi, że skaleczyla się w nadgarstek o drut kolczasty, kiedy Mick ją ugryzł. Przypadek? Nie sądzę. I nie sądzę też, żeby matka Lilly tak łatwo uwierzyła w to wyjaśnienie, chociaż dobry bajer nie jest zły, jak to mówią.
    Podoba mi się też to, że Madison martwi się o Lilly, chociaż na jej miejscu dałabym Lilly jakąś ochronę, bo skoro Drake może wejść bez zaproszenia... Nie lubię jak w opowiadaniu pojawiają się nowe postacie, bo co za dużo, to nie zdrowo i po prostu autor zapomni że ma pięćdziesiąt postaci w opowiadaniu i czytelnik, taka Alice Spencer na przykład też nie ogarnia. Lepiej stworzyć kilka dobrych postaci z jakimiś charakterami niż dwadzieścia takich kompletnie bez wyrazu. Bójka przypadła mi do gustu, conor jakoś gościa nie lubię za bardzo. Wydaje mi się taki : ojojoj. Może któryś z jego przyjaciół przypadnie do gustu, ale wątpię.

    Pozdrawiam i życzę weny!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jesli chodzi ci o podobieństwo do Pod osłoną nocy, to nie oglądam tego filmu, czy serialu, czy cokolwiek to jest :D Więc to tylko i wyłącznie moja wyobraźnia i przypadek, nic ściągniętego :)

      Usuń