Info: Witajcie :) Wiem, że dodaję rozdział z opóźnieniem, ale byłam na wakacjach i nie miałam swojego laptopa. Wiec zaczęłam tam pisać rozdział od początku, bo stwierdziłam, że tamta wersja mi się mało podoba. Po długich godzinach pisania i wielu poprawach mogę wstawić go z czystym sumieniem, nie chcę siebie chwalić, ale jestem zadowolona z siebie. Mam nadzieję, że wy też będziecie zadowoleni, dlatego proszę kochani o opinię. Apeluje też do ANONIMOWYCH czytelników, was też proszę o choć parę zdań komentarza. Nawet nie wiecie jak lubię czytać wszystkie opinie i przemyślenia na temat bohaterów :) A teraz konkretnie o rozdziale. Pojawi się w nim retrospekcja (jest napisana kursywą), po raz pierwszy zastosowałam taki zabieg w moim opowiadaniu i mam nadzieję, że wam się spodoba, bo nad nią pracowałam. Drugą ważną sprawa jest muzyka, która będzie umieszczona w trakcie rozdziału. Proszę więc o jej włączenie w odpowiednim momencie. Wtedy idealnie wpasuje się w czytany tekst :) Może być trochę za długa, więc możecie ją przesłuchać do końca, a następnie czytać następną część rozdziału, której muzyka już nie dotyczy. Nie pozostaje mi nic innego jak życzenie wam przyjemnego czytania. Pozdrawiam wasza Viki :*
Ps: Zmieniłam wygląd bloga, mam nadzieję, że nowy nagłówek i wystrój przypadnie wam do gustu.
Następny rozdział: w sierpniu lub na przełomie września.
Rozdział XXVII: Niech żyje bal... część 2
Madison spoglądając na wszystkich znajomych uśmiechnęła się
do siebie. Wyglądali tak pięknie. Rozmawiali i śmiali się beztrosko. Ona też
chciała zapomnieć o tym co miało nastąpić. Bała się, choć wiedziała, że
wszystko jest dopracowane. „Może panikuje”- pomyślała. Uśmiechnęła się sama do
siebie i postanowiła bawić się dobrze, dopóki nie zaczną wprowadzać planu w
życie. Pierwsza część wieczoru miała być tylko i wyłącznie zabawą. Przecież bal
na który tak czekała nie mógł być jedynie morderczą pułapką na wampira, który
skrzywdził jej przyjaciółkę. I choć wiedziała, że igrają ze złem w czystej
postaci, starała się odgonić od siebie wszystkie dramatyczne zakończenia.
Wzięła kilka głębszych oddechów, a jej serce zwolniło
nerwowy rytm. Spojrzała na Braian, który siedział obok i w tej samej chwili
wziął ją za rękę.
- Wszystko w porządku? – zapytał przyglądając się jej
uważnie.
- Chyba tak…Tak – przytaknęła drugi raz dla utwierdzenia.
W tej samej chwili rozległ się lekki trzask w głośnikach. Mikrofon
podniósł prowadzący bal wodzirej. Stuknął raz dla upewnienia w główkę
mikrofonu, jakby trzask był małym wyznacznikiem tego, że mikrofon działa jak
należy. Ukłonił się we wszystkie strony sali, a następnie teatralnie podniósł
mikrofon do ust.
- Witam wszystkich uczniów – najwidoczniej czekał na
oklaski, które pojawiły się po sekundzie – Jak zauważyliście brakuje grona
pedagogów, tylko kilku waszych mentorów jest obecnych już na sali. A więc czas
i na resztę. Powitajmy dyrektora szkoły i całe grono nauczycieli, które
przybyło na ten jakże uroczysty wieczór – obrócił się w tej chwili w stronę
wejścia.
Pierwszy wszedł dyrektor wraz z małżonką. Za nim podążała
cała reszta pedagogów, ze swoimi partnerami życiowymi. W tej samej chwili
rozległy się gromkie brawa. Wszyscy byli eleganccy i najwidoczniej w dobrych humorach.
Nawet wyrazy twarzy tych najbardziej srogich odbiegały od grozy. Wszyscy
uśmiechnięci i wyluzowani. Dla Madison było to niemałe zaskoczenie, nigdy
wcześniej nie była na takim balu, w jej wcześniejszej szkole nie było takiej
tradycji, dlatego zachowanie nauczycieli znała jedynie z lekcji.
- Dobrze jest poznać ich drugą stronę – szepnęła w stronę
Lilly.
- Prawda. Ja też jestem pierwszy raz na balu – odparła, na
co Madison zrobiła pytającą minę – W tamtych latach jakoś nie było okazji…no i
nie było z kim – wzruszyła ramionami tłumacząc.
Madison tylko pokiwała głową ze zrozumieniem i podarowała
przyjaciółce delikatny uśmiech.
Wszyscy nauczyciele zasiedli przy stole, tylko dyrektor
zatrzymał się przy wodzireju i wziął od niego mikrofon.
- Dobry wieczór kochani uczniowie – przywitał wszystkich
uroczyście – Jestem szczęśliwy, że tak licznie przybyliście na dzisiejszy Bal
Zimowy, który stał się już w naszej szkole tradycją. Mam nadzieję, że ten
będzie równie udany jak poprzedni i każdy wyniesie z niego jedynie miłe
wspomnienia. Dobrej zabawy – pożyczył i ukłonił się, na co wszyscy zaczęli
ponownie bić brawo.
Gdy tylko zajął należne mu miejsce, wodzirej ponownie zabrał
głos. Pokrótce przedstawił etap balowej imprezy. Na samej szczycie listy znajdował
się taniec klas. Co było wiadomością niezbyt zadowalającą. Stres zaczął zżerać
wszystkich od środka, można było to poznać po nerwowym wierceniu się na
krzesłach i szeptach wokół :
- Jak to szło?
- Jakie były kroki?
- Co jest po drugim piruecie dziewczyn?
Zdaje się, że nikt dobrze nie pamiętał układu. Jednak trzeba
było wyjść na parkiet i pokazać to co się umie, mniej lub więcej. Najgorzej
miał najmłodszy rocznik, bo to on zaczynał. Najwyraźniej dyrektor pomyślał, że
najmłodsi będą się najmniej stresować, bo zawsze mają najwięcej energii i są
najmniej poważni.
- A więc czas na taniec – powiedział i spojrzał w stronę
najmłodszych – Parkiet jest wasz – ukłonił się i zajął miejsce obok Dj’a.
Najmłodsi nieco chaotycznie weszli na parkiet i ustawili się
w wyjściowej pozycji. Dj włączył muzykę. Zaczęli. Nieco sztywnie, trochę
nierówno. Nie obyło się bez kilku wpadek, szczególnie ze strony chłopców,
którzy widać mniej się przyłożyli do zapamiętania układu. Gdy skończyli ukłonili
się i czym prędzej zajęli swoje miejsca przy stole. Parkiet zajęły średnie
klasy. Im taniec wyszedł nieco lepiej. Gdyby nie jeden upadek, który zaliczyła
dziewczyna w długiej, fioletowej sukni. Najwidoczniej nic jej się złego nie
stało, ale utykała do końca tańca. Dostali gromkie brawa, a wodzirej pochwalił
ją za wytrzymałość. Nadszedł czas na najstarszy rocznik w szkole. Na parkiecie
znaleźli się najszybciej. Nie gramolili się jak pierwszoroczniacy. Weszli z
gracją i dostojnością. Nie obeszło się bez strachu. Dziewczynom drżały ręce, a
chłopcy wydawali się zbytnio wyprostowani. Madison ściskała rękę Braian mocniej
niż na próbach. On skomentował to jedynie uśmiechem. Chelsea patrzyła
przerażonymi oczami w Kyle’a, jednak ten mrugnął do niej okiem wysyłając tym
samym pozytywną energię. Lilly trzęsła się najbardziej. Przeraził ją upadek
dziewczyny w długiej sukience. Ona też miała suknię za kostki, dlatego była już
pewna, że zaliczy też taką wpadkę.
- Michael … - szepnęła podając mu ręce – Złap mnie jeśli
będę padać.
- Jestem cały czas obok, nie martw się – uśmiechnął się do
niej.
Pierwsze dźwięki muzyki dobiegły z głośników. Gdy tylko
wybiła odpowiednia nuta ruszyli równo. Szli w takt piosenki niczym zawodowi
tancerze. Widać było, że dziewczyny przykładają uwagę do najdrobniejszych
szczegółów, chociażby jak ruch ręką przy robieniu obrotów. Chłopcy też nie
odstawali od swoich partnerek. Wkładali w taniec najwięcej ile się dało. Kyle
prowadził Chelsea jak na najlepszego partnera przystało. Elegancki i piękny
niczym młody bóg prezentował się w pierwszej parze znakomicie. Przyćmić go
mogła jedynie jego partnerka. Jednak ona nie wykazywała aż takiej swobody.
Nawet dla Chelsea prowadzenie wszystkich par okazało się nie lada wyzwaniem.
Dziękowała sobie w myślach za to, że ma przy sobie Kyle’a. Bez niego nie
udźwignęłaby takiej odpowiedzialności. Chelsea wiedziała doskonale, że Kyle
należy do dobrych tancerzy. Kochał muzykę. Była jego drugą pasją po modelingu.
Mogła na niego liczyć, wiedziała, że przy nim się nie ośmieszy. Lilly
największą uwagę przywiązywała do stawianych kroków, nieco za często spoglądała
na stopy, co zauważył Michael:
- Nie patrz na nogi – szepnął przy pierwszej okazji, gdy
znaleźli się bliżej siebie. Ona odpowiedziała mu jedynie nerwowym uśmiechem.
Madison wsłuchując się w rytm piosenki popłynęła w tańcu.
Nie mogła uwierzyć w to, że będzie jej szło tak dobrze. Co więcej Braian również
radził sobie znakomicie. Pomijając jego ironiczne uśmieszki, był idealnym
partnerem, a tego się Madison po nim nie spodziewała, szczególnie, że na
próbach zbyt dobrze mu nie szło - A może udawał? - pomyślała nagle. Shane i Grace byli w siebie
zapatrzeni, nie odrywali od siebie wzroku, nogi niosły ich w tańcu. Lisa i Dave
tez dobrze sobie radzili. Choć uwaga Dave’a była skupiona na czym innym, a
raczej na kimś innym. Nie zdołał ukryć tego, że nie może oderwać oczu od
Madison. I choć Lisa nie mogła być o to zazdrosna, to mimo wszystko było jej przykro. Dobrze wiedziała, ze Dave poszedł z nią z prośby Madison. Nie było jej
jednak łatwo. Zastanawiała się ciągle co w niej jest nie tak, że żaden chłopak
nie zwracał na nią zbytniej uwagi. Choć wiele osób mówiło, że jest ładna, nigdy
nie miała wielu adoratorów.
Taniec dobiegł końca. Wszyscy się ukłonili i wrócili na
swoje miejsca w towarzystwie gromkich i głośnych oklasków. Kelnerzy podali
pierwsze gorące dania. Na śnieżnobiałych talerzach dekoracyjnie ułożono
smakowicie wyglądające mięso z dodatkiem ziemniaków i dwóch gatunków sałatek.
~~~*~~~
Sączył whisky patrząc w igrający ogień w kominku. Nudził
się. Nie mógł nawet zabawić się z pokojówką, bo dostał zakaz zbliżania się do
niej po ostatnim wybryku. Rebecca postawiła sprawę jasno – Żadnych trupów w
moim domu – nadal miał jej słowa w swojej głowie. Brakowało mu nocnych polowań.
Zapachu ciepłej, metalicznej krwi.
Strachu i krzyku swoich ofiar. Jednak nie chciał się narażać. Nie miał przy
swoim boku żadnego kompana, który mógłby go ostrzec przed niebezpieczeństwem,
gdy ten zatapiałby się w upojnej rozkoszy zabijania. Jego zamyślenie przerwał
głośny dzwonek do drzwi. Spojrzał w stronę holu, przez który przechodziła
właśnie Anna by otworzyć. Nie musiał zbytnio wytężać słuchu, by usłyszeć
znajomy głos. Delikatny i czysty niczym kryształ Po pierwszym słowie nie był
pewny czy rozum nie płata mu figli. Jednak już drugie zdanie wystarczyło
całkowicie. Był pewny, że to ona. Zerwał się na równe nogi i w sekundzie
znalazł się przy drzwiach.
- Jeniffer…
- Witaj kochany – przywitała go lśniącym niczym perła
uśmiechem.
Stała oparta o ramę drzwi. Czerwone długie, lśniące włosy
miała założone za jeno ucho. Jej blada cera kontrastowała z czerwoną szminką na
ustach. Była tak samo piękna gdy widział ją ostatnim razem i jak ujrzał ją po
raz pierwszy, jeszcze przed przemianą.
Zimny wiatr zmierzwił
mu włosy. Obstawił kołnierzyk czarnej jesionki i poprawił torbę zwisającą mu z
prawego ramienia. Noc zakryła pejzaż miasteczka. Latarnie, które oświetlały
ulice dawały blado- trupi blask, który przyprawiał o dreszcze. Drake nie lubił
wracać późnymi wieczorami do domu, jednak studia, które sobie wybrał wymagały
siedzenia do późna w bibliotece, nawet jesienią, gdy niebo ciemniało bardzo
szybko. Medycyna to zawód, który był w jego rodzinie praktykowany od pokoleń.
Jego pradziadek, dziadek, a potem ojciec byli lekarzami, dlatego nie było mowy
o nie kontynuacji tej tradycji rodzinnej. Choć sam widział się bardziej w
humanistycznym wydaniu, nie miał wiele do powiedzenia, wszystko było
zaplanowane z góry, jak tylko się urodził. Brakowało mu odwagi żeby postawić
się rodzinie, przecież nie należał do osób, które w łatwy i otwarty sposób
wyrażają swoje poglądy. Idąc główną ulicą miasteczka zmierzał w stronę
przystanku tramwajowego. Zdziwił się gdy zastał tam tylko jedna osobę, która
wgapiała się w białą kartkę zawieszoną na rozkładzie jazdy. Podchodząc bliżej
spojrzał w tym samym kierunku. Wielkimi czerwonymi literami na samej górze było
napisane słowo „Uwaga”, dalsza część ogłoszenia nie różniła się zbytnio
drukiem, jednak miał on już czarny kolor: „ Ze względu na remont torów tramwaj
nie kursuje tędy od dnia 17 listopada do 2 grudnia. Za utrudnienia
przepraszamy”.
- Pech to pech – rzekł
chłopak stojący obok, który po chwili wyjął telefon i zdaje się zadzwonił po
kogoś znajomego.
Drake nie tracąc czasu
przeszedł kilka metrów na przystanek autobusu, jednak w okolice jego domu
jeździł jedynie jeden numer, który odjechał kilka minut temu. Następny był
dopiero za czterdzieści pięć minut. Czekanie prawie godziny i stanie w jednym
miejscu w wietrzny dzień nie napawał zbytnim optymizmem. Postanowił przejść się
na piechotę, przecież były to tylko dwa kilometry na skróty. Znał tę drogę
bardzo dobrze, nie raz nie dwa przemierzał ją ze swoim najlepszym przyjacielem
Braianem, jednak teraz gdy szedł sam wydawało się tu całkiem obco. Nigdy wcześniej
nie zapuszczał się w te rejony w pojedynkę. Wiedział dobrze, że te okolice
obfitują w szemrane towarzystwo. Jednak pomyślał sobie, że nie jest jeszcze tak
późno, srebrny zegarek na jego ręce wskazywał dziewiętnastą trzydzieści.
Szybkim krokiem skręcił w wąską alejkę. Budynki po obu stronach były stare i
zapaćkane rysunkami graficiarzy. Mgła snuła się przy ziemi, co sprawiało, że
chodnik ginął jak opustoszała ścieżka w gęstym lesie. Oglądnął się kilka razy
za siebie, słysząc jakiś stukot. Jednak nikogo tam nie było. Przyspieszył kroku
gdy nagle zza rogu jednego z budynków wyłoniła się jakaś ciemna postać.
Mężczyzna miał na głowie kaptur, ręce miał wsadzone w kieszenie bluzy.
Zagrodził mu drogę i spojrzał spode łba. Pod prawym okiem Drake zauważył kilkucentymetrową
szramę, najwidoczniej była to blizna po nożu. Zaraz za nim wyłonił się drugi
oprych w czarnej, skórzanej kurtce z ćwiekami. Był łysy i żuł gumę, otwierając
przy tym szeroko usta. Drake chcąc się cofnąć na coś nadepnął. Była to noga
trzeciego zbira, który stał za nim ze złowieszczym uśmieszkiem.
- Piękny co tam masz
dla nas…- powiedział łysy.
- panowie nie chcę
kłopotów, ja tu tylko przechodziłem. Jestem studentem, nie mam nic
drogocennego.
- Oj tam… nie zgrywaj
biedaka – syknął ten za nim.
Drake stanął bokiem
aby widzieć wszystkich napastników, wiedział doskonale, że nie skończy się to
dla niego Happy Endem. Zimny dreszcz przeszył mu ciało. Nogi zdrętwiały mu ze
strachu, więc nie było mowy o jakiejkolwiek ucieczce. Przeklinał siebie w
duchu, że nie zaczekał na ten cholerny autobus. Może by zachorował, ale
zachowałby życie.
- Dawaj co masz, a
może nic ci się nie stanie.
Drake ściągnął srebrny
zegarek z nadgarstka. I podał łysemu zbirowi.
- Jednak nie jesteś
taki biedny…no pokaż co masz tam jeszcze – wyrwał mu torbę i zaczął w niej
szperać.
Wyrzucił na ziemię
dwie książki i zeszyt, a następnie wyciągnął komórkę.
- O popatrz, mam coś
jeszcze – zaśmiał się ochryple, a reszta jego koleżków zrobiła to samo.
Drake oddychając
szybko zaczął się powoli wycofywać.
- Dokąd to! – ryknął
ten w kapturze i wyciągnął ręce z kieszeni. W jednej dłoni trzymał nóż.
- Spokojnie…nikomu nie
powiem dajcie mi odejść – próbował zachować jak największy spokój jednak słabo
mu to wychodziło.
- Odejdziesz wtedy jak
ci pozwolimy – wycedził przez zęby przystawiając mu nóż do gardła. Przyparł go
łokciem do ściany i manewrował nożem wokół jego szyi.
Drake chcąc się
odsunąć jak najdalej od ostrza docisnął głowę do cegieł budynku, jednak srebrny
nóż czuł już na swojej skórze.
- Nie ładnie uciekać –
pogroził się na niego palcem łysy i podał łupy trzeciemu koledze.
Sam podszedł wolnym
krokiem do łysego i stanął naprzeciwko Drake’a. Patrzył na niego chwilę, a
następnie rzekł do przyjaciela.
- Może zostawisz mu
jakąś pamiątkę – te słowa nie oznaczały nic dobrego i Drake to dobrze wiedział.
Zakapturzony roześmiał się złowrogo i przycisnął nóż do jego gardła.
- Nie!
Panowie…spokojnie – chciał zapobiec swojej krzywdzie, ale wiedział, że te słowa
na mało się zdadzą. W tym momencie poczuł ból w okolicach brzucha. Skupiony na
nożu nawet nie zauważył jak łysy zadał mu cios pięścią w żebra.
- Nie fikaj – syknął,
a następnie drasnął go nożem w szyję. W tym czasie Drake poczuł piekący ból na
skórze. Chwycił się dłonią za skaleczone miejsce i poczuł pod palcami krew.
W tej samej chwili
usłyszał głuchy krzyk. Był to jeden ze zbirów, który stał najdalej. Wszyscy
spojrzeli w jego kierunku, jednak go już tam nie było. Zniknął w sekundzie.
- Co do … - zdążył
powiedzieć łysy odchodząc kilka kroków, gdy nagle stanęła przed nim rudowłosa
dziewczyna. Znalazła się tam tak nagle, że wyglądało to jakby zeskoczyła z
nieba. W jednym ułamku sekundy skręciła mu kark. Zakapturzony zaczął wymachiwać
w jej kierunku nożem. Drake opadł na kolana i obserwował całą sytuację. Widział
jak czerwono-włosa piękność patrzy na niego z lekkim uśmiechem. Jej twarz była
tak niewinna, wyglądała jak dziecko, a raczej młodziutka dziewczyna, która co
dopiero dojrzewała. Stopy stawiała z gracją. W jej ruchu było tyle
elastyczności, że można byłoby pomyśleć iż jest jakąś atletką. Choć jej figura
była filigranowa miała w sobie dużo siły. Jednym ruchem skręciła kark
mężczyźnie, to o czymś świadczyło.
- Myślisz, że mnie tym
pokonasz? – zapytała dźwięcznym, delikatnym głosem zakapturzonego.
- Nie zbliżaj się, bo
pokroję ci tą piękną twarzyczkę!
- Nie sądzę –
uśmiechnęła się lodowato i zniknęła, żeby pojawić się w sekundzie tuż za nim.
Jednym ruchem zdjęła mu kaptur i wpiła się w jego szyję. Drake nie mógł w to
uwierzyć. Na jego oczach dochodziło do nietypowego morderstwa. I choć wiedział
o istnieniu wilkołaków i wampirów, dzięki swojemu przyjacielowi, to był w
szoku, bo jeszcze z żadnym krwiopijcą nie miał do czynienia. Nie wiedział czy
się cieszyć czy płakać. Co prawda wampirzyca zabiła właśnie jego napastników,
ale przecież mogła zaraz to samo zrobić z nim. Nie próbował uciekać, z nią tym
bardziej nie miałby szans.
Gdy tylko oderwała
usta od zbira, jego ciało upadło bezwiednie na chodnik. Otarła usta ruchem
dłoni i odwróciła się w kierunku Draka. Przekrzywiła lekko głowę i obdarowała
go uśmiechem.
- Jak się nazywasz? –
zapytała jak gdyby nigdy nic.
- Dra…dra…Drake –
odpowiedział jąkając się i wstając powoli na równe nogi.
- Ładnie, ja jestem
Jeniffer. Pewnie jesteś w szoku po tym co zobaczyłeś – przeszła się wokół dwóch
ciał – ten trzeci jest na dachu – zmrużyła oczy – też nie żyje – dodała i
obnażyła w szerokim uśmiechu białe zęby – A to…jest chyba twoje – sięgnęła do
kieszeni dżinsów i wyjęła z nich srebrny zegarek.
Drake wyciągnął
niepewnie rękę po swoją własność. Wsunął Rolexa do kieszeni jesionki i
popatrzył na wampirzycę.
- Jesteś wampirem –
powiedział cicho.
- Tak – zaśmiała się
pod nosem – Zdziwiony?
- Nie do końca… - jego
odpowiedź najwidoczniej ją zainteresowała, zbliżyła się do niego i popatrzyła pytająco
– Wiem o was… i o wilkołakach i całym tym…nadprzyrodzonym świecie – dokończył
biorąc ciężki oddech.
Drake stojąc za plecami Anny, która otworzyła przybyłej
zaśmiał się głośno, na co służąca się wzdrygnęła.
- No nie wierzę… ty tu?
- Nie cieszysz się?
- Wręcz przeciwnie, ale co tu robisz? I gdzie się
podziewałaś?
Jeniffer schyliła głowę i wzruszyła ramionami.
- Tu…i tam. Sam wiesz jak to jest w tych czasach – podniosła
wzrok – Nie zaprosisz mnie?
- To nie mój dom. Właścicielki nie ma – zrobił bezradna
minę.
- Oj... to mamy problem.
Służąca popatrzyła na nich ze zmarszczonymi brwiami. Kobietę
zdziwiła ich wymiana zdań. Nigdy nie miała zaufania do gościa jej pani, wręcz
przeciwnie bała się Drake’a, ale po jego rozmowie z nowo przybyłą, można było
wywnioskować, że jest dobrze wychowany, bo nawet nie zapraszał swojej znajomej
do środka bez zgody Rebecki.
- Anno – rzekł nagle – Wychodzę. Nie wiem czy wrócę na noc,
jakby co uprzedź Rebeckę.
Wziął czarną kurtkę z wieszaka stojącego nieopodal drzwi i
opuścił dom. Gdy tylko znalazł się przy Jeniffer, ta zawiesiła mu na szyję
smukłe dłonie.
- Tęskniłam… - mruknęła mu do ucha, jednak on wydawał się
niewzruszony.
-Chyba nie aż tak bardzo skoro się ze mną nie kontaktowałaś
przez tak długi czas – zmrużył oczy, a jego niebieskie tęczówki lśniły w
świetle księżyca.
Jeniffer pokręciła głową i przyciągnęła go do siebie, po
chwili złożyła na jego ustach soczysty, gorący pocałunek.
~~~ * ~~~
Wszyscy kończyli jeść pierwsze danie. Kelnerzy
zaczynali zbierać puste talerze, aby już po chwili zastąpić je deserem lodowym.
W szklanych pucharkach ułożono lody trzech smaków. Wierzch posypano startą
wanilią i drobno posiekanymi orzechami. W sam środek włożono rurki waflowe.
- Rozpieszczają nas – zaśmiała się Grace, biorąc do ust
chrupiącą rurkę.
- To prawda – przyznała Chelsea – W tamtym roku organizacja
wyglądała o wiele gorzej. A jedzenie pozostawiało wiele do życzenia. Naprawdę
się postarali.
- Dobrze, że trafiliśmy na ten lepszy bal – zaśmiała się
Madie i spojrzała na Braiana.
Kończąc deser usłyszeli pierwsze dźwięki muzyki w
głośnikach. A po chwili głos wodzireja, muzyka nieco ścichła:
- A teraz zapraszam na parkiet. DJ przygotował dla was
taneczne kawałki. Po kilku piosenkach przyjdzie czas na występ zespołów – gdy
tylko skończył mówić pogłośniono muzykę.
Pierwsze pary zaczęły wychodzić na środek sali. Ruszali się
nieco nieśmiało, ze względu na małą liczbę osób na parkiecie. Jednak gdy tylko
DJ puścił stary, ale jakże taneczny przebój, wszyscy ruszyli na parkiet. Gdy
tylko zabrzmiały pierwsze słowa utworu „Cheri cheri lady” Kyle pociągnął
Chelsea, która nie skończyła jeść deseru. Grace i Shane jakby telepatycznie się
umówili i wstali w tym samym czasie podążając za przyjaciółmi.
- Zatańczysz? – zapytał Michael Lilly. Ta skinęła nieśmiało
głową.
- Czy panna Dowel podaruje mi ten taniec? – zapytał Braian i
roześmiał się.
Madison pokręciła głową i zaśmiała pod nosem, następnie
podała mu swoją rękę i ruszyli na parkiet.
Dave i Lisa siedzieli nieco skrępowani przy stole. Widać
było, że ani jedno ani drugie nie czuje się zbyt komfortowo. Lisa nie chciała
zmuszać do niczego Dave’a, który całą swoją uwagę skupiał na Madison. Spuściła
głowę i odetchnęła ciężko.
- Chcesz zatańczyć? – zapytał gdy spostrzegł jej posępną minę.
- Nie dziękuję. Pójdę do toalety – posłała mu wymuszony
uśmiech i wstała od stołu.
Gdy tylko opuściła salę i znalazła się w łazience zapiekły
ją oczy. Na szczęście pomieszczenie było puste. Stanęła naprzeciwko lustra i
spojrzała w odbicie. Jej oczy były szklane, a z jednego wypłynęła łza, która
popłynęła po policzku. Otarła ją ruchem dłoni i sięgnęła po chusteczkę. Nie tak
wyobrażała sobie ostatni bal w jej szkole. Nie żeby tamte były jakimś
fenomenem, ale ten zdecydowanie był najgorszy. Na pierwszym była sama, ale
wtedy większość dziewczyn nie miało pary. Na drugim była ze swoim chłopakiem,
który niedługo po tym wyjechał do innego stanu i kontakt się urwał. Od tego
czasu miała pecha. Cholernego pecha i czuła, że ta zła passa to dopiero
początek. Nie chodziło jej już nawet o Dave’a. Co prawda było jej przykro, że
nawet on nie potrafi choć na chwilę oderwać oczu od Madison, ale to nie to
sprawiało jej największy ból. Cierpienia przysparzało jej patrzenie na osobę,
która była dla niej nieosiągalna. I choć starała się to od siebie odrzucić,
wracało do niej jak bumerang, każdego dnia od kiedy pierwszy raz go zobaczyła. Wiedziała,
że nie może się zdradzić ze swoim uczuciem. Przecież na dobrą sprawę nawet go
dobrze nie znała, ale fascynowało ją w nim wszystko. Był jej ideałem. Te
zielone oczy i ostre spojrzenie za każdym razem ją hipnotyzowało. Musiała
jednak pamiętać o tym aby nie zdradzić się ze swoimi uczuciami. Przecież nie
chciała sprawić przykrości swojej przyjaciółce. I choć raz o mały włos nie
zdradziłaby swojego sekretu czuła ulgę, że choć w tych paru słowach mogła
wyrazić choć część swojego zachwytu. Na szczęście zdrowy rozsądek wziął górę i
w porę ugryzła się w język, przecież tak mało brakowało, a wyjawiłaby wtedy
Madison, że Braian jej się podoba.
Wszyscy pląsali w rytm kawałków Modern Talking, a następnie
przy utworach Michaela Jacksona. Gdy tylko DJ puścił kolejną piosenkę króla
pop’u w nieco zmienionej przez siebie aranżacji Kyle pocałował Chelsea i
zostawił na środku parkietu. Dziewczyna rozłożyła ręce i zmarszczyła brwi,
jednak ten ruchem rąk kazał zostać jej w tym samym miejscu. Chelsea rozglądnęła
się i spostrzegła tańczącą obok Grace i Shane, niedaleko była też Madison z
Braianem.
- Co jest? – usłyszała nagle głos Grace.
- A bo ja wiem – wzruszyła ramionami i przyłączyła się do
tańca.
Piosenka dobiegała końca. Muzyka ucichła. Zatrzeszczało w
głośnikach, a po chwili usłyszeli głos prowadzącego bal.
- Teraz czas na drugą atrakcję wieczoru. Występ zespołów.
Kolejno wystąpią trzy bandy. Następnie będziecie mogli oddać na każdy zespół po
jednym głosie, tam przy urnie – wskazał palcem na białą skrzynkę przy, której stała
pani od kółka teatralnego – Zespół, który zgarnie największą liczbę głosów
wygra i zgarnie małą nagrodę i dodatkowo zagra na koniec raz jeszcze. Co wy na
to? Jesteście gotowi? – zapytał dodając napięcia, wszyscy zaczęli klaskać, a
dziewczyny piszczeć – A więc zaczynamy!
Gdy tylko zszedł ze sceny pojawił się pierwszy zespół. Jako
pierwszy na scenę wszedł blondyn z gitarą elektryczną w czarnych rurkach i
czarnym t-shercie oraz niebieskiej marynarce. Stanął na środku sceny za
mikrofonem. Drugi był brunetem i niósł w ręce pałeczki do perkusji. Trzeci
szatyn z grzywką na bok, miał na sobie białą bluzkę na której nadrukowany był
czarny krawat. Zajął miejsce za klawiszami z lewej strony sceny. Ostatni wszedł
na scenę Kyle, a to wywołało niemałe poruszenie, bo zespół był znany z trzech
członków, a nie z czterech. Chelsea wytężyła wzrok, a jej usta lekko otworzyły
się ze zdziwienia.
- Co robi tam Kyle? – szepnęła Madison w jej kierunku.
- Też bym chciała wiedzieć…
Kyle z lekkim uśmiechem spojrzał w stronę ukochanej, zajął
miejsce za mikrofonem z prawej strony sceny. Miał na pasku zawieszoną gitarę
akustyczną. Podłączył ją do głośnika i poprawił mikrofon. Dopiero po chwili w
oczy rzuciło się to, że zmienił strój. Nie miał już na sobie wieczorowego
garnituru. Był w ciemno- niebieskich rurkach i granatowej marynarce z
podwiniętymi rękawami do łokci. Pod spodem miał biały t-shirt.
<Muzyka>
W głośnikach pojawiły się pierwsze dźwięki. Chelsea
przesunęła się do przodu. Stała prawie pod samą sceną. Madison, Grace i Lilly
podążyły za nią. Za nimi stali chłopcy. Nawet Dave dołączył do nich. Obok
znalazła się też Lisa, która wróciła z toalety i spostrzegła brata na scenie.
Już po chwili było wiadomo, że chłopcy będą śpiewać cover
piosenki Ellie Goulding „Love me like do”. Delikatne uderzenia w struny gitary
wprowadziły romantyczny nastrój. Kyle zaczął jako pierwszy śpiewać słowa
zwrotki. Braian objął Madison i zaplótł jej ręce na brzuchu. Shane nieśmiało
wziął za rękę Grace, która uśmiechnęła się do niego promieniście.
Chelsea była
wpatrzona w Kyle’a i nie mogła uwierzyć w to co widzi i słyszy. Śpiewał patrząc
jej prosto w oczy. Uśmiechała się do niego szeroko, oczy błyszczały jej jak
najdroższe diamenty. Teraz już wiedziała co przed nią ukrywał. Nie mogła
uwierzyć w to, że zrobił jej taką niespodziankę. Miała ochotę wejść na scenę i
pocałować go najgoręcej jak potrafi, jednak powstrzymywała ją obecność
wszystkich profesorów. Było jej trudno oprzeć się tej pokusie, szczególnie
dlatego, że Kyle zerkał co chwila na nią, a jego seksowny uśmiech wzbudzał w
niej pożądanie. Piosenka też robiła swoje, cały tekst był jakby zapalnikiem do
wywoływania namiętnych uczuć. Każdy z obecnych chyba czuł w powietrzu krążącą
miłość, bo wszyscy zaczęli kołysać się w rytm piosenki. I mogłoby się już
wydawać, że cała piosenka pozostanie w tak nostalgicznym nastroju. Jednak gdy
tylko przyszedł czas na drugą część piosenki i refren chłopcy zaczęli się
rozkręcać. Dodali rockowego pazura i dalsza część była w mocniejszym klimacie,
jak na rockowa kapelę przystało. Zmiana intonacji sprawiła, że dotąd nieco
nudna i oklepana melodia zyskała nowe brzmienie, które najwidoczniej każdemu
się spodobało. Wszyscy skakali i kołysali się na zmianę. Było słychać wspólne
śpiewanie refrenu. Nikt nie pozostawał obojętny, wszyscy wstali od stołów.
Nawet profesorowie kołysali się w rytm melodii.
~~~*~~~
Drake szedł krawężnikiem, a obok niego Jeniffer, która
najwidoczniej była w dobrym humorze.
- Dlaczego się śmiejesz? – zapytał podejrzliwie.
- Bo nareszcie jestem z tobą – wzięła go za rękę.
On w tej chwili przyciągnął ja do siebie i objął w pasie.
Ich usta dzieliły milimetry, a oczy spotkały się na tej samej linii wzroku.
- Skoro tak ci mnie brakowało, dlaczego mnie nie zabrałaś ze
sobą i zniknęłaś bez słowa?
- Musiałam załatwić parę spraw – spuściła wzrok.
- Spraw? – podniósł jej podbródek i zaglądnął jej w oczy.
Odepchnęła go lekko od siebie i odeszła kilka kroków.
- Pamiętasz jak ci kiedyś opowiadałam jak zostałam
przemieniona?
- Tak – podszedł do niej i ucałował ją w obojczyk.
- A pamiętasz jak przyrzekłam zemstę na wszystkich z rodu
Hangów?
Pokiwał głowa i stanął przed nią patrząc w jej błyszczące i
zimne oczy.
- Dowiedziałam się wtedy, że jeszcze parę osób z ich
pokolenia przetrwało. Musieli zapłacić za ból który zadał mi ich przodek. Teraz
już nikt z ich rodziny nie żyje. Wszystkich zabiłam – uśmiechnęła się diabelsko
i wzruszyła ramionami.
- Jesteś…niesamowita.
- Wiem, a teraz zabawmy się. Musimy uczcić moje zwycięstwo.
Drake uśmiechnął się porozumiewawczo i ruszyli w ciemną
uliczkę. Po kilku minutach skręcili i weszli w podziemny parking. Roiło się tam
od przeróżnych samochodów. Jednak parking
nie był strzeżony ani monitorowany. Miał szare mury, odrapane z tynku.
Fluoroscencyjne blado-fioletowe lampy zawieszone pod sufitem oświetlały nieco
ponure wnętrze. Stanęli przy jednym ze słupów i czekali na swoja ofiarę. Gdy
tylko usłyszeli z oddali jakieś kroki zaczęli wcielać swój plan w życie.
- Ty szmato! – uderzył ją w twarz, a ona upadła lekko się
uśmiechając.
Na horyzoncie pojawil się mężczyzna, który od razu zwrócił
uwagę na przeraźliwe wrzaski. Popatrzyl na nich z oddali i zobaczył jak dziewczyna
jest katowana przez mężczyznę. Bez chwili namysłu ruszył w ich stronę.
- Proszę nie bij – mówiła drżącym głosem Jeniffer.
- Ej ty! Przestań! – krzyknął mężczyzna w stronę Drake’a,
który uśmiechnął się pod nosem. Plan działał, jak zawsze.
Gdy tylko mężczyzna podszedł bliżej, Jeniffer zaczęła płakać
i zasłaniać twarz rękami.
- Zostaw ja albo wezwę policję – ostrzegł i wyciągnął
komórkę z kieszeni – Nic Pani nie jest? – zwrócił się do skulonej na podłodze
czerwono-włosej.
Drake zaśmiał się w tej chwili głośno. Mężczyzna zmarszczył
brwi. Jeniffer zaczęła wstawać z podłogi z szerokim uśmiechem na twarzy.
- Co jest…? – zapytał zdziwiony i popatrzył na nich lekko
przerażony – Co wy do diabła odstawiacie?
- Zawsze się nabieracie…Tacy szarmanccy, biegną na pomoc
krzywdzonej kobiecie – zaśmiała się szyderczo.
- Idźcie w cholerę – machnął na nich ręką i chciał już
odejść gdy Drake złapał go za nadgarstek.
Mężczyzna chciał zacisnąć pięści, ale uścisk Drake był tak
silny, że nawet nie zdołał tego zrobić. Czuł jak jego kości są miażdżone, wydał
z siebie okrzyk bólu. Jego oddech stał się płytki i urywany. Drake widząc
cierpienie mężczyzny popatrzył na towarzyszkę i razem zaśmiali się złowieszczo.
- Kim wy jesteście? – zapytał mężczyzna klękając na kolana
pod wpływem bólu. Próbował oswobodzić rękę jednak na nic to się zdało.
- Kim? Czym? Każdy o to pyta – schyliła się do niego i
ugryzła go w ucho, na co ten rzucił się lekko w bok jednak Drake pociągnął go w
swoją stronę.
- Co mi zrobicie? Oddam wam pieniądze i samochód, ale
zostawcie mnie w spokoju! – krzyczał w akcie desperacji.
Jeniffer obnażyła białe zęby w uśmiechu. Zamknęła oczy, a
gdy je otworzyła były krwistoczerwone. Zaczęły wysuwać jej się kły. Podeszła do
mężczyzny i pochyliła się nad jego szyją, który próbował coś wymamrotać jednak
dech zaparło mu w piersiach. Wpiła się w jego tętnicę. Czuł jak pulsujący ból
rozchodzi mu się po całym ciele, tracił siły i przytomność. Drake patrzył na
rozkosz Jeniffer, po chwili przyłączył się do niej i pił krew mężczyzny z drugiej
strony szyi. Upajając się ciepła krwią stracili czujność. Nie usłyszeli krokow
kobiety, która zeszła na podziemny parking. Usłyszeli przeraźliwy krzyk. W tem
Drake oderwał się od ciała mężczyzny i w sekundzie znalazł się przy kobiecie,
która próbowała uciekać. Rzucił nią o ścianę. Upadła uderzając głową w twardy
mur.
- Jeszcze jedna przekąska do kolekcji…jak mi tego brakowało
– wyszeptał i zabrał się do picia krwi.
~~~*~~~
Gdy tylko chłopcy skończyli grać trzeci kawałek na scenę
wszedł wodzirej, podziękował im i zaprosił kolejny zespół. Chelsea odprowadziła
Kyle’a wzrokiem i pobiegła do niego za scenę.
- Kyle! – krzyknęła gdy ten zdejmował gitarę i wkładał ją do
czarnego futerału.
Obejrzał się w jej stronę i uśmiechnął. Podbiegła do niego i
rzuciła się mu na szyję. Lekko się zatoczyli, ale jak już odzyskali równowagę
pocałowali się namiętnie, na co reszta chłopaków ze społu zaczęła cicho klaskać
i gwizdać. Kyle popatrzył na nich i zaśmiał się kręcąc głową.
- Dlaczego mi nie powiedziałeś? – zapytała obejmując jego
twarz dłońmi.
- Jeśli bym ci powiedział nie byłoby niespodzianki.
- Ja już myślałam, że coś złego ukrywasz, a to taka
wspaniała niespodzianka – pocałowała go po raz kolejny.
- Em…to znaczy mam coś jeszcze ci do powiedzenia… ale to
może poczekać. Teraz musze iść się przebrać.
- A mogę ci pomóc? – zapytała przygryzając dolną wargę.
Kyle pocałował ją czule i pociągnął za sobą.
Madison rozglądnęła się po sali w poszukiwaniu Chelsea, ale
dziewczyna zniknęła za sceną jakiś czas temu i nie wracała dobrych kilka minut.
Madison przewrażliwiona już wszystkim zaczęła się o nią martwić. Pomyślała już,
że może to sprawka Rebecki, jednak ta tańczyła na parkiecie nieopodal nich.
- Co tak się rozglądasz? – zapytał Braian i obkręcił ją
wokół osi.
- Em…nic, szukam Chelsea.
- Pewnie jest z Kyle’em – powiedział jej do ucha i objął wokół talii.
- Co oni tak długo tam robią… - zaczęła mówić i po chwili
zdała sobie sprawę z tego, ze Braian z niej się śmieje.
- Co? – zmarszczyła brwi.
- Serio nie wiesz co tam robią? – zapytał z ironicznym
uśmiechem.
Madison chciała już odpowiedzieć, że „nie wie” ale
uświadomiła sobie jaką gafę mogłaby popełnić. Policzki ją zapiekły. Gdy tylko
przyszło jej do głowy, że Kyle i Chelsea są w intymnej sytuacji zarumieniła się
i spuściła głowę. Braian widząc to przytulił ją do siebie, a ona oparła
podbródek o jego ramię, było to dziś możliwe, bo miała wysokie obcasy.
Grace i Shane lekko zdyszani zasiedli do stołu. Ich
pragnienie zaspokoiła szklanka pomarańczowego soku. Gdy wypili ją łapczywie roześmiali
się patrząc na siebie.
- Jest cudownie wiesz – rozglądnęła się po sali – Wszystko
jest takie jak sobie wymarzyłam.
- Prawda…wszystko jest ładne, ale…to ty jesteś
najpiękniejsza – uśmiechnął się i wziął ją za rękę.
- Nawet nie wiesz jaka jestem szczęśliwa. Jesteś … - łza
zakręciła jej się w oku. Była naprawdę szczęśliwa, dzięki niemu czuła się jak
zwyczajna nastolatka na beztroskim balu. Zapomniała o czyhającym
niebezpieczeństwie i o całym planie. Kilka miesięcy temu nie uwierzyłaby
nikomu, że jest to możliwe w jej przypadku – Jesteś spełnieniem moich marzeń
Shane – spojrzała mu w oczy.
Shane uśmiechnął się delikatnie i przybliżył do niej.
Dzieliło ich kilka centymetrów. Grace położyła mu swoją dłoń na policzku, a po
chwili ich usta złączyły się w pierwszym pocałunku.
- A ty jesteś najcudowniejszą istotą na ziemi. Kocham cię
Grace – wyszeptał gdy tylko ich usta oderwały się od siebie.
Grace rzuciła mu się na szyję, a z jej oczu popłynęły łzy.
Była tak szczęśliwa, że chciało jej się płakać i śmiać jednocześnie. Nigdy
wcześniej nie rozklejała się z byle powodu, ale przecież to nie był byle powód.
Jej pierwsza miłość powiedziała właśnie, że ją kocha. Te słowa, o których
zawsze marzyła, wreszcie zostały wypowiedziane. Kochał ją i tylko to się teraz
liczyło.
Lilly tańczyła wraz z Michaelem na parkiecie. Jego niebieskie
tęczówki hipnotyzowały ją, ale i w pewnym sensie przypominały o Drake’u, który
miał podobny kolor oczu. I choć była w nim zakochana, teraz już tego nie czuła.
Miłość do Drake’a uleciał z wiatrem. Wybiła go sobie z głowy. Nie chciała być z
kimś kto zostawił ją i uciekł, gdy trzeba było wziąć odpowiedzialność. I choć
teraz jej się wydawało, że wszystko skończone nie była pewna co stałoby się
gdyby pewnego dnia pojawił się w drzwiach jej domu. Jednak nie chciała o tym
myśleć. Wolała skupić się na teraźniejszości. A teraz była tu. Na balu razem z
Michaelem i swoimi przyjaciółmi. Choć jeszcze kilka godzin temu myślała, że to
nienajlepszy pomysł, teraz miała pewność, że dobrze zrobiła idąc na bal. Bawiła
się znakomicie. Michael był świetnym partnerem nie tylko w tańcu. Okazało się,
że ma znakomite poczucie humoru, choć na pierwszy rzut oka na żartownisia nie wyglądał.
Lisa tańczyła z Dave’em przez dwie piosenki. Zgodziła się
zatańczyć żeby nie robić podejrzeń, a też nie przesiedzieć cały bal na krześle.
Jednak oboje wyglądali trochę sztywnie. Wzrok uciekał im tam gdzie nie powinien
i oboje to u siebie widzieli. W pewnym momencie Dave przysunął się do niej i
szepnął:
- Może zrobimy odbijanego? Ja zatańczę z Madison, a ty z
Braianem?
Choć Lisa wiedziała, że to zły pomysł przytaknęła. Nie mogła
odmówić sobie tej jedynej okazji do zatańczenia z tym który jej tak bardzo się
podoba. W tej chwili przysunęli się do tańczącej madison i Braiana. Lisa
wparowała pomiędzy nich, a Dave odciągnął lekko Madie mówiąc:
- Odbijany
Braian nie był zadowolony z tej zamiany. Ostrym wzrokiem
spojrzał w stronę Dave’a, a następnie uśmiechnął się do niego szyderczo. Dave
jednak nie robił sobie z tego zbytniego problemu. Kiwnął uprzejmie w jego
stronę głową, a następnie swój wzrok przeniósł na nieco zaskoczoną Madison.
- Mam nadzieję, że nie jesteś aż tak niezadowolona z tej
zamiany jak twój chłopak. Najchętniej chyba… – przysunął się i szepnął jej do
ucha - ... by mi oczy wydrapał.
Madison zaśmiała się i pokręciła głową.
- Nie no co ty, nie jestem zła. Nie miałam dziś ci okazji
podziękować za to, że jesteś na balu. Przecież nie musiałeś tego robić.
- Nie musiałem, ale chciałem. Pamiętaj, że zawsze możesz na
mnie liczyć. A teraz…tańczmy – uśmiechnął się.
Braian nie mógł odwrócić oczu od Madison i Dave’a. Nie
słyszał jednak o czym mówią, było zbyt głośno i dochodziły do niego tylko
strzępki słów. W pewnym momencie zdał sobie sprawę z tego, że tańczy z Lisą i nie poświęcił jej jeszcze ani sekundy. Uśmiechnął się do niej i zaczął patrzyć
na nią zamiast na Madison tańczącą nieopodal. Najwidoczniej ucieszyło to Lisę,
bo uśmiechnęła się do niego nieco nieśmiało.
- Jak tam się bawisz? – zapytał przybliżając się do jej
ucha.
- W miarę dobrze – odparła.
W tym momencie zespół zaczął śpiewać swoją ostatnią piosenkę.
Zwolnili tępo i zaczęli grać wolną balladę. Nieco monotonną, bo niektórzy od
razu zrezygnowali z tańca. Jednak Lisa najwidoczniej chciała zostać na
parkiecie. Braianowi było głupio odmawiać jej tańca, na dobrą sprawę nie
przetańczył z nią nawet jednego kawałka. Dziewczyna położyła mu nieśmiało rękę
na ramieniu, drugą trzymała jego dłoń. Kołysali się wolno na boki. Madison
oplotła dłonie wokół szyi Dave’a i starała się nie patrzeć mu w oczy, a zerkać
mu przez ramię. Jednak nie na długo jej to się udało. Te łagodne spojrzenie i
ciemnobrązowe oczy przyciągały jej wzrok jak najsilniejsze magnesy. Nie mogła
oprzeć się ich urokowi. Zatapiała się w nich jak we śnie za każdym razem gdy
ich spojrzenia się spotkały. Nie umiała tego logicznie wytłumaczyć. Jednak
czuła, że to coś silnego i wiedziała, że on czuje to samo, a może nawet coś
więcej.
Gdy ostatni zespół zszedł ze sceny wszyscy nagrodzili ich
brawami. Braian podziękował Lisie za taniec i podszedł do Madison i ucałował ją
czule na oczach Dave’a, który odwrócił wzrok i zamknął na chwilę oczy tak jakby
chcąc wymazać sobie ten obraz z pamięci.
- Co tam Dave? Źle się czujesz? A może masz niestrawność? –
zapytał uszczypliwie widząc reakcję chłopaka.
- Nie to nie jest niestrawność – odpowiedział - „raczej
uczulenie na ciebie” – pomyślał – Madie dzięki za taniec, było miło –
uśmiechnął się przez ramię odchodząc w stronę Lisy.
Gdy tylko zespół opuścił scenę wszedł na nią prowadzący bal.
Zaprosił wszystkich do stołów na kolejne dania i przekąski.
Madison usiadła naprzeciwko Michaela. Braian usiadł jak
zawsze obok niej. Wrócili także zbłąkani zakochani, czyli Kyle i Chelsea.
Wszyscy byli w dobrych humorach, a podane sałatki były rajem dla podniebienia.
Idealnie doprawione potrawy wprawiały w zachwyt nad kunsztem kucharzy. Gdy
tylko skończyli jeść Madison zaczęła szybciej oddychać. Wiedziała co nastąpi za
moment. Ich plan wymagał rozpoczęcia. Czekała tylko na to, aż Rebecka wstanie
od stołu i pójdzie w stronę toalety. Minęło kilka dobrych minut, wszyscy śmiali
się i rozmawiali, jednak dla Madison przychodziło to z trudem. Całą swoją uwagę
skupiła na wiedźmie, która najwidoczniej nie miała zamiaru opuszczać sali.
Jednak w pewnej chwili nachyliła się nad uchem partnera, a następnie wstała od
stołu. Madison odwróciła wzrok, a by ta nie spostrzegła, że patrzy na nią.
Nachyliła się w stronę Braiana i zaczęła się do niego uśmiechać. Następnie
wzięła do ręki widelec i postukała nim lekko w stół. Michael od razu zwrócił
uwagę na ten szczegół, Grace i Dave tak samo.
„Czas zaczynać” – pomyślało każde z osobna.
Madison wstała od stołu. Spojrzała na każdego z przyjaciół,
a w szczególności na Lilly. Za nią ruszył Braian. Razem poszli w stronę toalet.
Braian do męskiej, a Madison do żeńskiej. Przed wejściem puściła sygnał komórką
do Sharon. Gdy tylko znalazła się w środku pomieszczenia przebiegł po niej
zimny dreszcz. W łazience oprócz niej i Rebecki, której nie było widać, była
jakaś dziewczyna myjąca ręce. Jednak ta po chwili opuściła toaletę. W tej samej
chwili rozległ się dźwięk dzwonka.
- Hej Sharon! – odebrała umówiony telefon i przystąpiła do
wykonywania planu. Wiedziała, że jej głos musi być jak najbardziej wiarygodny i
choć ciężko było jej opanować drżenie udało się – Tak wszyscy się dobrze
bawimy. Co? … A Lilly…Lilly też znakomicie się bawi. Na szczęście nic nie
pamięta z tamtego feralnego dnia. A Michael to wspaniały chłopak, myślę, że
przy nim zapomni całkowicie o Drake’u. Braian siedzi przy stole, ja jestem w
toalecie… - odczekała chwilę – A Grace też super. I ma cudowną fryzurę, która
jest twoją zasługą z tego co wiem – zaśmiała się lekko aby wszystko było
wiarygodne – Dobra to pa, trzymaj się.
Zakończyła rozmowę, telefon wsadziła do torebki i z
uginającymi się od strachu nogami poszła do wolnej kabiny. Odczekała chwilę,
słyszała jak ktoś obok otwiera drzwi, a następnie wychodzi z łazienki.
- Ufff…- odetchnęła cicho. Plan wypalił, a Rebecka połknęła
haczyk.
Rebecca opuściła toaletę i skierowała swe kroki do szatni. Gdy
znalazła się już w ustronnym miejscu wyjęła komórkę i wybrała pozycję „Drake”.
Po kilku sygnałach usłyszała niezadowolony głos:
- Co tam? Powiedzmy, że jestem zajęty jedzeniem i nie…nie
jest to twoja służąca.
- Drake nie mam czasu na żarty. Uwiń się z tym i przyjeżdżaj
tu jak najszybciej. Twoja Lilly nic nie pamięta – złapała się za czoło – Że ja
na to nie wpadłam…oni rzucili na nią zaklęcie zapomnienia. Nasz plan jest
aktualny. Ubierz się jakoś…elegancko i przybywaj.
Usłyszała szyderczy śmiech w słuchawce, a po chwili:
- Będę i przyprowadzę kogoś jeszcze. A więc w kontakcie – rozłączył się.
Madison opuściła łazienkę. Razem z Braianem szybkim krokiem podążyli
w stronę sali. Kiwnęli głową w stronę Dave’a, Michaela i Grace. Z ich strony
jak na razie wszystko było załatwione, teraz tylko musieli czekać na ruch ze
strony Rebecki i Drake’a. Michael wyjął telefon i napisał krótkiego smsa do Conora,
który siedział zaczajony w samochodzie na parkingu. Byli gotowi. Plan był
obmyślony w najdrobniejszym szczególe, wszystko musiało się udać.
Po upływie dziesięciu minut Rebecka wróciła na salę.
Obserwujący ją niepozornie Michael widział jak spojrzała kontem oka na ich
stolik z wrednym uśmiechem. Wiedział już, że złapała przynętę. Teraz tylko
trzeba było czekać. Gdy Grace i Sahen wstali od stolika aby zatańczyć, Lilly
otrzymała smsa. Odczytała go i zmarszczyła brwi. Madison badawczo spojrzała na
przyjaciółkę. Nie wiedziała co to była za wiadomość, ale coś wewnętrznie jej
podpowiadało, że była ona od Drake’a.
- Coś się stało? – zapytał Michael.
- Em…nie. Mama pyta jak się bawię – kłamała i nie wychodziło
jej to zbyt dobrze. Braian wsłuchał się w jej tętno. Wyraźnie przyspieszyło, miał
dowód, więcej nie potrzebowali.
- Aha – odparł patrząc w stronę Braiana, który lekko pokiwał
głowa na boki. Wszystko było już jasne.
- Pójdę do toalety – powiedziała i wstała od stolika.
Madison chciała ruszyć za nią jednak Braian ją zatrzymał. Uważał,
że puszczenie jej tam byłoby niebezpieczne. Wstał i pociągnął lekko Madison za
rękę. Ruszyli szybkim krokiem w stronę parkietu, wyprzedzając Lilly. Dotarli do
tańczącej Grace i Sahne’a. Braian ruchem oczu dał siostrze znak, aby ta poszła
za wychodząca właśnie z sali Lilly. Grace kiwnęła głową i szepnęła coś na ucho
dla Shane z niewinnym uśmieszkiem. Chłopak nieco zdezorientowany został sam na
parkiecie. Madison przyłączyła się do niego i zaczęli tańczyć. Braian uśmiechnął
się do nich i poszedł do stolika, a następnie usiadł obok Michaela na miejscu Lilly.
Ten pokazał mu od razu smsa od Conora : „On tu już jest” – brzmiała wiadomość.
Lilly pokierowała swe kroki najpierw do szatni, a następnie
na dziedziniec szkoły. Grace śledziła ją. Jednak nie wyszła za nią. Stała
zaczajona przy drzwiach frontowych. Widziała jak przyjaciółka stoi na środku
dziedzińca, a następnie idzie w kierunku bramy.
Lilly nieco niepewnym krokiem podążała w stronę metalowej
bramy szkoły. Zatrzymała się tuż przed nią. Rozglądnęła się, a po chwili
ujrzała jego. Tego o którym starała się zapomnieć. Był w czarnym garniturze i
białej koszuli. Pod szyją miał zawiązaną czarną muszkę. Włosy schludnie zaczesane
do tyłu. Z lekkim uśmiechem zbliżył się do niej. Stanął przed nią i przywitał
ją delikatnym pocałunkiem w policzek.
- Witaj – powiedział jak zawsze uwodzicielskim tonem.
Chciała coś powiedzieć jednak zaschło jej w gardle. Tyle miała
mu do zarzucenia. Nie raz układała sobie w głowie to co mu ma powiedzieć jednak
teraz nic nie pamiętała. Działał na nią tak mocno, że zapominała o wszystkim.
- Wyglądasz pięknie – popatrzył jej w oczy – Szkoda, że to
nie ja ci towarzysze na tym balu.
- Dlaczego przyszedłeś? I skąd wiedziałeś, że tu jestem?
- Moja znajoma uczy się w tej szkole. Kojarzy cię, więc zapytałem
ją czy jesteś. Nie mogłem sobie odpuścić zobaczenia cię.
- Ale mogłeś sobie odpuścić wtedy jak mnie zostawiłeś?
- Byłem głupcem – przełknął ślinę i zrobił smutną minę – Nawet
nie wiesz jak żałuję, że wtedy nie potoczyło się inaczej – uśmiechnął się z
nutką tajemniczości – przejdziemy się kawałek?
- Właściwie to muszę już wracać – wskazała palcem za siebie
na budynek.
- Nie zajmę ci dużo czasu, tylko kilka minut.
Lilly pokiwała głową i ruszyli wolnym krokiem w stronę
parkingu. Grace wybiegła na schody szkoły. Wyjęła pospiesznie telefon i
zadzwoniła do Braiana:
- Poszła z nim, idę za nimi.
-Nie! – usłyszała w słuchawce – Conor ją przejmie, ciebie Drake
może wyczuć.
Syknęła pod nosem ze złości. Bala się o Lilly, ale musiała
trzymać się wyznaczonego planu, aby nic nie zwiodło.
Braian z Michaelem ruszyli zza stołu. Braian dał znak Madison
aby ta zabawiała dalej Shane’a. Dave miał obserwować Rebeckę, która wyszła na
parkiet ze swoim partnerem i jak gdyby nigdy nic tańczyła beztrosko. Musiał
mieć ja na oku gdyby chciała wykręcić jakiś numer. Tylko on miał szansę ją
powstrzymać, a w razie potrzeby zatrzymać.
Michael i Braian dołączyli do stojącej przed szkołą Grace,
która bardzo się niecierpliwiła.
Conor śledził Drake’a i Lilly, którzy zaszli w
najciemniejszy i najodleglejszy zakamarek wielkiego szkolnego parkingu. Jego końce
sięgały prawie lasu, który zaczynał się tuż za ich szkołą. Gdy tylko się
zatrzymali Conor uklęknął za jednym z samochodów. Z tej pozycji miał idealną
widoczność.
Drake przysunął się do Lilly i wziął ją za dłonie, które były
wilgotne. Dziewczyna najwidoczniej się stresowała. W jego obecności nie umiała
nad sobą panować. Czuła jakby jego bliskość blokowała w niej wszelkie hamulce.
Nie była pewna swoich decyzji, nie myślała przy nim jasno, a to ją zawsze lekko
przerażało, a dziś zdała sobie z tego sprawę dosadnie.
- Przestań – powiedziała jakby otrząsając się z transu – Już
nie jestem tak naiwna. Choć to trudne, bo chyba nadal jestem w tobie zakochana, to
myślę, że masz na mnie zły wpływ. Teraz to widzę, sama nie wiem dlaczego.
Nieco zdziwiony jej wypowiedzią stracił grunt pod nogami.
Wiedział, że musi szybko coś wymyślić aby ją omotać, jednak nic mu nie
przychodziło do głowy. Miał też dość działania pod dyktando Rebecki. Nie chciał
już dalej bawić się w te durne podchody z głupią dziewuchą, skoro miał przy
sobie Jeniffer i mógł robić co chce. Od dziś nie był już zdany tylko na siebie
i na łaskę czarownicy.
- Wiesz co…może to i dobrze – jego twarz nagle przybrała złowieszczy
wyraz – mam też już ciebie dość.
Lilly otworzyła usta ze zdziwienia i zrobiła krok w tył.
- Wiesz jak cholernie ciężko było udawać, że mnie coś
obchodzisz? Że coś dla mnie znaczysz?
- Co ty mówisz?
- Dobrze słyszysz głupiutka Lilly - zadrwił- Mam dość gierek. Zrobię
to po swojemu i zakończę to co powinno być dawno zakończone – wyciągnął w jej
kierunku rękę, ale poczuł jak promienisty ból przeszywa mu bark. Spojrzał na
ramię i zobaczył tkwiący w nim cienki kołek.
Syknął z bólu i przyciągnął Lilly błyskawicznie do siebie,
zakrywając się nią
- Kto tu jest? – ryknął wściekle.
Zza samochodu wyszedł Conor ze specjalnym pistoletem w ręku.
Szedł odważnym krokiem w stronę wampira.
- Puść ją! – usłyszał znajomy głos. Był to Braian, który
biegł w ich stronę.
Oszołomiona Lilly szarpała się z Drake’iem jednak bez
skutku. Jego uścisk był zbyt silny.
Drake’a i Conora dzieliło kilka metrów. Braian stał obok
łowcy i miał ochotę rozszarpać dawnego przyjaciela, jednak obiecał, że ocali
Lilly.
Drake cofnął się kilka kroków. Spojrzał w lewą stronę i uśmiechnął
się zwycięsko. Zza samochodów wyłoniła się czerwono-włosa wampirzyca.
Najwyraźniej w bardzo dobrym humorze, bo uśmiechała się diabelsko.
- Nie macie szans – powiedziała stojąc za samochodem –
Wycofajcie się, albo wszyscy zginiecie.
- Nie bądź tego taka pewna żmijo – krzyknął Conor.
Jeniffer chciała już błyskawicznie przemieścić się w stronę łowcy,
jednak poczuła piekący ból w okolicach klatki. Coś od środka jakby ją mroziło i rozpalało jednocześnie. Czuła
jak siły uchodzą z jej ciała. Spojrzała na zaskoczonego Drake’a i upadła na
ziemię.
- Nie! – krzyknął Drake i spojrzał na jej ciało. W jej
plecach tkwiła strzała.
W tym momencie spostrzegł pędzącego na niego Braiana. Wiedział,
że jest szybszy, ściskając Lilly użył wszystkich swoich mocy i uciekł z nią z
miejsca w jednej sekundzie. Braian nie
miał z nim szans. Pobiegł za nim w kierunku lasu jednak nie miał nawet czego
tropić. Drake przemieszczał się tak szybko, że jego woń znikała momentalnie.
Michael zeskoczył z parkanu z kuszą w ręku. To on strzelił
do Jeniffer.
- Uciekł – powiedział Conor.
Michael cisnął ze złości kuszą w ziemię.
- Spokojnie, bo zepsujesz mój sprzęt – rzekł Conor i podniósł
broń.
Braian znalazł się obok nich.
- Nic z tego, jest za szybki.
- I ma Lilly – dopowiedział z niesmakiem i złością Michael.
- Wracajcie na bal i zawiadomcie resztę - polecił Conor - Ja zajmę się tą wywłoką - skinął głową w kierunku ciała Jeniffer.
- Wracajcie na bal i zawiadomcie resztę - polecił Conor - Ja zajmę się tą wywłoką - skinął głową w kierunku ciała Jeniffer.
Aaaaaaaaa!!!! W końcu jest Rozdział!!!! Jak ja się Cieszę!!!
OdpowiedzUsuńRozdział był bombowy i ta końcówka domagamy się kolejnej części. Znajdą Lily prawda????
Dave <3
Rozdział bombowy, czekam na kolejny. Do zobaczenia <3
Kocham i całuje <3 :-*
Niezalogowana: Maya Redbird
To miło, ze ci się podobał :) Czy znajdą Lilly? Hym... tak...ale... Więcej nie zdradzę :D
UsuńAle,ale, ale.... Ale co??? Będzie martwa, będzie wampirem? Ależ mnie zaciekawiła.Pisz kolejny rozdział, bo umieram z tęsknoty i nie wiadomej :)
UsuńBuziaczki :*
Maya Redbird
Śliczny nagłówek! Bardzo mi się podoba :*
OdpowiedzUsuńA co do rozdziału... zacznę od tego, że bardzo żal mi Lisy. Wszystkie jej koleżanki doskonale się bawiły, a ona jedna przyszła bez partnera, w którym byłaby zakochana. To musiało być bardzo niemiłe, wiedzieć, że Dave przyszedł z nią tylko na prośbę Madison i że żaden chłopak nie jest nią zainteresowany. Biedna;/ I jeszcze to nieszczęśliwe zakochanie w Brianie.
Martwi mnie jak Mad reaguje na Dave. Te dziwne spojrzenia prosto w oczy i te jeszcze dziwniejsze reakcje na niego. Czyżbyś szykowała jakąś rewolucję w wątku miłosnym?
Kayle jest słodki! Niech się go Chelsea trzyma, bo takiego faceta to ze świecą szukać!
No i Drake... Mam wrażenie, że plan naszych bohaterów był trochę hm... zbyt ryzykowny. Jakby nie patrzeć wystawili trochę Lily na pożarcie i proszę bardzo -zadziałało. Tak się przygotowali, tak wszystko przemyśleli, a on i tak zdażył uciec i wziąć ją ze sobą. Ohh! Oby nic się nie stało.
Pozdrawiam i czekam na kolejny!! ;**
To fajnie że nagłówek przypadł ci do gustu :) Tak Lisa jest pokrzywdzona, chyba przypomina trochę mnie samą, bo tez coś nie mam szczęścia do facetów. Chyba w każdym z bohaterów jest cząstka mnie. Jeśli chodzi o Mad i Dave'a to od początku miałam pewne plany co do nich. Jakie? Chyba już trochę widać, a szczególnie po nim :D Kyle to słodziak masz racje, ale nie wiem czy zwróciłaś uwagę na to co mówi jak rozmawia z Chelsea po występie, on ma jeszcze jedną tajemnicę. Jaką? Dowiecie się w następnym rozdziale. Co do ich planu i Drake'a. Wszystko poszło trochę nie tak. oni myśleli, ze Lilly z nim nie pójdzie, a na pewno nie w ustronne miejsce gdzie nie ma ludzi. Chcieli go dopaść jak będzie sam, ale oczywiście Lilly jak zwykle pokrzyżowała im plany. Przecież miała być oczarowana Michaelem, ale jak widać Drake ma większy urok.
UsuńNowy szablon bloga bardzo mi się podoba, bardziej niż ten poprzedni który był zbyt niewinny i delikatny. Ten zdecydowanie lepszy, a i główna bohaterka na nagłówku bardziej poważna i dojrzalsza.
OdpowiedzUsuńRozdział jak się spodziewałam jest mega długi i wiele się dzieje, długo się czekało ale jak widzę po opiniach innych, są zachwyceni, ja również. Czytając bal przypomniała mi się moja własna studniówka która była po prostu świetna, aczkolwiek nie było żadnych dramatycznych scen jak pod koniec Twojego rozdziału.
Życzę Ci Viki udanych wakacji i do zobaczenia u Ciebie pod koniec miesiąca, ufam, że później rozdziały będą częstsze i nie trzeba będzie tak długo na nie czekać. A zespoły naprawdę musiały dobrze grać, że zabawa się tak rozkręciła aż nauczyciele sami podrygiwali w miejscu.
Całuski od Swinga ;]
To milo, że podoba ci się nowy wystrój bloga :) Tak ten bal miał coś ze studniówki z mojej też. Była super, ale... hym... jak to już mówiłam nie mam szczęścia do chłopaków i nie poszłam z tym co sobie wymarzyłam, a jedynie ze znajomym, ale i tak było fajnie :D Mam nadzieję, ze będą ukazywały się częściej, ale jak to będzie jeszcze nie wiem. Nic nie mogę obiecać. Dziękuję i do zobaczenia także u ciebie :)
UsuńW takim razie do pracy i pisz dalej, by nie było więcej takich długich przerw ;] Bo inaczej Swingu się nudzi...
UsuńJa już naprawdę nie wiem, czy gorszy Jest Drake, czy Jeniffer. Oboje są nie do wytrzymania! Ugh...
OdpowiedzUsuńA tak właściwie, to cześć! Miałam zajrzeć wczoraj, ale czytałam tak późno, że nie zdążyłam już skomentować. Dlatego jestem dzisiaj :)
Aż mi się trochę udzieliła atmosfera tego balu xD W książkach i na filmach to zawsze wydaje się takie piękne, a jak przychodzi co do czego, to wisi po trzy balony w rogach a surówki są mdłe xD Przynajmniej z moich doświadczeń tak wynika, ale widzę, że dziewczyny dobrze się bawiły. Przynajmniej większość, bo Lisa i Dave nie byli zbyt dobraną parą. Właściwie, to współczuję im obojgu. Nie dość, że nie bawili się dobrze, to jeszcze musieli patrzeć, jak Madi i Braian świetnie się bawią.
W ogóle to Braian jest strasznie wredny. Powoli znowu przestaję go lubić. Jest okropnie zazdrosny, jakby miał, o co. Chyba wie, że Madison na nim zależy, a mimo to uprzykrza życie dla biednego Dave'a. Ja pierdzielę, gdyby mój chłopak się tak zachowywał w stosunku do innych, to bym z nim musiała poważną rozmowę odbyć, bo to jest brak zaufania po mojemu. Albo czysta złośliwość, a to też nie jest dobra cecha.
A co do Drake'a to mam nadzieję, że nie uda mu się zrobić krzywdy Lily. Dlaczego on się tak na niej uwziął? Przecież ona nawet nie wie o istnieniu całej tej magicznej części świata :/ Mam nadzieję, że ją uratują!
lecę, kochana, i przepraszam za taką obsówę :/ mam nadzieję, że to już ostatni raz :) jak będziesz miała chwilę, to zapraszam na
http://uwiezieni-w-przeszlosci.blogspot.com jest tylko jeden rozdział więc myślę, że ni będzie trudności z nadrobieniem :)
Pozdrawiam :*
O jakże miło, że wpadłaś :) Kto gorszy? Hym... sama nie wiem, oboje siebie warci haha :D Nie przepraszaj za nieobecność, ja też tak mam. A wiesz ja czytam aktualnie twojego bloga i go nie komentuje ze względu na to, że przeważnie czytam na tablecie i się nie loguję na konto, ale teraz wejdę i pokomentuje trochę, obym nic nie pomyliła, bo sporo rozdziałów nadrobiłam. Masz nowego bloga? Wpadnę na 100% :D Wracając do mojego opowiadania. Braian jest złośliwy chyba jak zawsze, on się przecież całkowicie nie zmienił, takiego charakteru nie da rady zmienić jednym pstryknięciem :D
UsuńWitm i od razu przepraszsm za to, że dopiero teraz komentuje
OdpowiedzUsuńRozdział był cudowny i trzymał w napięciu do ostatniego słowa
Uwielbiam twoje opowiadanie, a czytanie go sprawia mi przeogromną radość;)
Co do treści to jestem pod takim wrażeniem, że na obecną chwilę nie pptrafię wymyśleć żadnego sensownego zdania na ten temat
Czekam na nn, choćby i nawet miała czekać miesiącami to i tak będę czekać;)
CzJ;)
56 year-old Executive Secretary Isa Breeze, hailing from Victoria enjoys watching movies like Aziz Ansari: Intimate Moments for a Sensual Evening and Flag Football. Took a trip to Garden Kingdom of Dessau-Wörlitz and drives a Bentley 8 Litre Sports Coupe Cabriolet. Wiecej informacji
OdpowiedzUsuńprawnik rzeszów - Jesteśmy prawnik-rzeszow.biz, kancelarią prawną z siedzibą w Rzeszowie. Jesteśmy małą kancelarią, dopiero zaczynamy swoją działalność, dlatego potrzebujemy dotrzeć do większej liczby osób. Oferujemy usługi prawnicze i musimy rozpowszechnić naszą nazwę, więc jeśli masz czas, aby napisać o nas, będziemy wdzięczni. Chciałabym podziękować za poświęcony czas, ponieważ wiem, że jesteście bardzo zajęci i naprawdę to doceniamy. Jeśli masz jakieś pytania, proszę nie krępuj się pytać.
OdpowiedzUsuń